Nominacja do Libster Blog Award jest otrzymywana od innego bloggera w ramach uznania za "dobrze wykonaną robotę" .Jest przyznawana dla blogów o mniejszej liczbie obserwatorów, więc daje możliwość ich rozpowszechnienia .Po odebraniu nagrody należy odpowiedzieć na 11 pytań otrzymanych od osoby, która cię nominowała.Następnie ty nominujesz 11 osób (informujesz je o tym) oraz zadajesz im 11 pytań.Nie wolno nominować bloga, który cię nominował.
Wielkie dzięki za nominację od autorki bloga This Is My Angel ! ♥
Jej pytania - moje odpowiedzi.
1.Ile masz lat?
W czerwcu skończę szesnaście. ☺
2.Co najbardziej w sobie cenisz?
Ogólnie nic w sobie nie lubię. Jestem strasznie zakompleksioną nastolatką, która nie widzi życia poza Justinem. Ale myślę, że jedyne co mogę w sobie wyróżnić to tolerancja. Jestem na prawdę tolerancyjna. To chyba jedyna pozytywna rzecz we mnie.
4.Skąd pomysł na bloga? (zabrakło pytania numer 3)
Pomysł na bloga pojawił się gdy tylko znalazłam to opowiadanie (ja jedynie je tłumaczę). Autorka miała na prawdę genialny pomysł, więc pomyślałam, że fajnie by było, gdyby polki też mogły to przeczytać. ☺
5.Kto jest twoim idolem?
Też mi pytanie. Oczywiście, że Justin. On jest moim jedynym prawdziwym idolem i tak pozostanie już zawsze. Oczywiście lubię też inne gwiazdy takie jak na przykład Demi, Selena czy Miley, ale tylko Justina kocham.
6.Jaki typ filmów lubisz?
Tu to bym mogła się rozpisać. Uwielbiam wiele rodzai filmów, ale chciałabym wyróżnić komedie romantyczne, dramaty i filmy fantasy. Te w szczególności do mnie trafiają i uważam, że te które oglądnęłam są na prawdę świetne.
7.Co cię motywuje?
No i znowu Justin. Co ten chłopak ze mną robi ? Justin jest dla mnie motywacją, podporą, powietrzem... Po prostu wszystkim.
8.Ulubiony film?
Tego jest zbyt dużo, żebym mogła wszytko wymienić, a na jeden nie potrafię się zdecydować. Wymienię te, które najbardziej mnie urzekły: Never Say Never, Believe, The Last Song, LOL, Igrzyska Śmierci (1,2), Szkoła Uczuć, Trzy metry nad Niebem, Wciąż ją kocham, Wiecznie Żywy, Porwanie, Getaway, Dary Anioła: Miasto kości, Trzynastka.
9.Ulubiona piosenka?
Mam ich bardzo dużo. Oczywiście wszystkie piosenki Justina kocham, ale wyróżnię tu "Be Alright". Piosenka Demi to "Heart by heart", Seleny "Love Will Remember i Miley "Drive".
10.Od jak dawna piszesz bloga?
Tego od niedawna, ale pisałam już wcześniej blogi. Ogólnie blogować zaczęłam bodajże w 2011, jeśli się nie mylę.
11.Lubisz moje fanfiction?
Jasne, jest świetne ! ☺
Moje pytania:
1.Ulubione miejsce do wyciszenia się to...
2. Co Cię uspokaja?
3. Dzień bez .... to dzień stracony?
4. Z domu nie wyjdę bez...
5. Prowadzisz bloga ponieważ...
6. Gdybyś mogła cofnąć czas to czy zmieniłabyś coś w swoim życiu ?
7. Najbardziej na świecie kochasz...
8. Do pełni szczęścia brakuje mi...
9. Co/kto daje siłę do pokonywania życiowych trudności ?
10.Twoja największa wada to...
11. Najbardziej szalona rzecz jaką zrobiłaś lub chciałabyś zrobić w swoim życiu?
Nominuję:
Room 269
Everything can be well
If I knew before, I wouldn't run away
Out For Blood
Miłość i nienawiść są dwoma obliczami tego samego
Dread
Diary of Life
Locked Up
Changed
Dark Blue
We Own the night
niedziela, 30 marca 2014
Chapter 4
LUCKY.
- Przepraszam! - Krzyknęłam.
Tak naprawdę nie było mi przykro. Kłamałam, żeby tylko puścił mnie
wolno.
- Przepraszam, nie pomaga faktowi, że nie posłuchałaś mnie, Lucky.
Myślę, że kara będzie w porządku -
powiedział Justin.
Skrzywiłam się - Gdybyś został porwany i był zmuszony do
życia tu wbrew twojej woli, też próbowałbyś ucieczki !
- No nie wiem - uśmiechnął się z wyższością.
- Teraz - kontynuował. - Mam dla Ciebie dwie kary i pozwolę
ci wybrać jedną z nich. Pierwsza jest dla kogoś kto zachowuje się dziecinnie i
nie przestrzega poleceń. - uniósł swoje brwi.
Moje policzki piekły, bo wiedziałam o czym właśnie mówił. Chłopak splótł swoje dłonie razem.
- Zaś druga kara, byłaby torturami dla ciebie, ale przyjemnością
dla mnie.
Uśmiechnął się, a jego oczy błysnęły złowrogo.
- Jesteś chory! - Splunęłam.
- Którą opcję wybierasz, mała Lucky? - Justin uśmiechnął się, podchodząc
bliżej.
Cofnęłam się i powiedziałam - żadną!
Justin zaśmiał się i przygwoździł mnie do ściany.
- Wolę drugą opcję - szepnął mi do ucha, przesuwając ręce w górę po koszulce, niebezpiecznie blisko mojego
stanika.
Odepchnęłam go – trzymaj się ode mnie z daleka!
Justin zachichotał – to jest pierwsza opcja.
- Nie!
Próbowałam uciekać, ale złapał mnie w pasie i pociągnął na kanapę.
Justin usiadł po czym posadził mnie na swoich kolanach. Wierciłam się, starając
się uciec, lecz niestety on przytrzymał mnie swoją nogą. Zaczęłam uderzać
rękami w jego kolana ale skończyło się to szybko, ponieważ wziął oba moje
nadgarstki w jedną rękę i trzymał je za moimi plecami. Byłam zupełnie bezbronna.
Nie mogłam się nawet ruszyć. Byłam kompletnie bezradna.
Czułam, że moje policzki się czerwienią przez tą żenującą pozycję. Nie mogłam mu pozwolić tego zrobić. Nie mogę stracić swojej godności.
Czułam, że moje policzki się czerwienią przez tą żenującą pozycję. Nie mogłam mu pozwolić tego zrobić. Nie mogę stracić swojej godności.
- Puść mnie!
Justin zaśmiał się z rozbawieniem, co sprawiło, że moje
policzki zrobiły się jeszcze gorętsze.
- Może powinnaś się nauczyć słuchać moich rozkazów.
- Może powinieneś iść się pierdolić! - Splunęłam.
Nie miałam pojęcia skąd się wzięła moja odwaga, ale wiedziałam,
że moja adrenalina nieco wzrosła.
- Uważaj na swój ton - ostrzegł.
- Idź. Się. Pieprzyć.
KLAPS.
Krzyknęłam z bólu gdy uczucie pieczenia ogarnęło mój tyłek. Chwilę
później moje pośladki poczuły niezliczoną ilość uderzeń. Próbowałem zmusić się do
tego aby nie płakać, ale niestety nie udało mi się. Łzy szybko spływały po
mojej twarzy.
- Jesteś trochę cicho, nie uderzam cię wystarczająco mocno?
- Justin mówił.
W jego głosie dało się usłyszeć rozbawienie.
- Puść mnie! – Krzyczałam z całej siły w płucach, dzięki
czemu czułam jak moje struny głosowe drapie tarka do sera. Nie miałam pojęcia ile jeszcze razy mnie
uderzył, ale na pewno było tego sporo.
Do czasu gdy nie skończył, moja twarz i kanapa w miejscu gdzie leżała
moja głowa, były całe mokre od łez. Mój
tyłek drżał z rozdzierającego bólu. Justin miał naprawdę mocne uderzenia.
Chłopak puścił mnie ze swojego uścisku, więc wstałam, czując się upokorzona. Już nigdy nie spojrzę mu w oczy.
Chłopak puścił mnie ze swojego uścisku, więc wstałam, czując się upokorzona. Już nigdy nie spojrzę mu w oczy.
- Idź do mojego pokoju – Justin wskazał na piętro.
Nie ruszyłam się.
- Teraz!
Wzdrygnęłam się na ton jego głosu i wydałam z siebie
zduszony szloch, wciąż wpatrując się w podłogę, po czym prędkim krokiem weszłam
po schodach.
JUSTIN.
JUSTIN.
Zestresowany, westchnąłem i przeczesałem palcami włosy.
Zmierzałem
na zewnątrz z paczką papierosów i zapalniczką. Zapaliłem jednego i zaciągnąłem
się, czując już ogromną ulgę.
Karanie Lucky było dość męczące.
Zaciągnąłem się kolejny raz moim papierosem, trzymając go w ustach chwilę, zanim uwolniłem biały dym. Wszyscy oprócz Ryana i Jasona byli teraz na misji.
Karanie Lucky było dość męczące.
Zaciągnąłem się kolejny raz moim papierosem, trzymając go w ustach chwilę, zanim uwolniłem biały dym. Wszyscy oprócz Ryana i Jasona byli teraz na misji.
Czując się trochę głodny, wszedłem do kuchni przeszukując
lodówkę i szafki by znaleźć coś do jedzenia. Znalazłem jakieś resztki pizzy i
wsadziłem ją do mikrofalówki.
Założę się, że Lucky jest głodna. Nie jadła nic odkąd
została porwana. Ja, bardzo hojny człowiek, po tym jak zjadłem swój kawałek, podgrzałem drugi. Wybrałem dla niej
mniejszą porcję, bo nie wyglądała na taką co dużo je. Była bardzo chuda. Na
pewno miała niedowagę.
Wchodziłem na górę, gwiżdżąc pod nosem. Otworzyłem drzwi od sypialni i zobaczyłem Lucky, opierająca się o zagłówek
łóżka i przytulającą mocno swoje kolana do klatki piersiowej. Ta pozycja mówiła
sama za siebie o tym jak właśnie czuje się dziewczyna.
Jej oczy migotały do mnie. Zauważyłem, że były błyszczące, a
jej policzki barwiły smugi łez. Udałem się w jej stronę, a ona natychmiast się
spięła.
- Lucky, nie zamierzam cię skrzywdzić.
Zadrwiła. Westchnąłem i położyłem pizzę, razem z papierowym talerzem, na stoliku nocnym stojącym zaraz obok łóżka.
- Jedz.
Lucky odsunęła talerz
z dala os siebie. Przewróciłem oczami.
Jak może nie chcieć jeść, skoro nie jadła prawie dwa dni ?
- Zjedz pizzę, Lucky.
Pokręciła głową uporczywie i odwróciła się do mnie plecami. Westchnąłem.
Podszedłem do łóżka od drugiej strony, żeby mogła na mnie spojrzeć.
- Jesz tę pizzę czy mam cię tym nakarmić siłą ?
Przewróciła oczami i próbowała odwrócić się ponownie, ale
zatrzymałem ją.
- Nie jestem głodna ! – syknęła, odpychając mnie mocno.
- Nie jadłaś w dzień, więc jak możesz nie być głodna ?
Popatrz na siebie. Sama skóra i kości. Nie zapłacę za rachunek szpitalny jeśli zachorujesz.
Jedz tą cholerną pizzę! – Patrzyłem jej oczy przez chwilę, zanim się wściekła.
- Wynoś się! - Krzyknęła.
- Przepraszam?
Wypuściła sfrustrowany oddech.
- Zostaw mnie w spokoju!
- Nie, dopóki nie zjesz pizzy.
Mogę być równie uparty jak ona.
- Wypierdalaj! - Krzyknęła.
Uniosłem brwi – Myślisz, że z kim do cholery rozmawiasz?
- Są rzeczy, których tolerował nie będę. Mam kilka zasad dla
Ciebie - kontynuowałem.
- Zasady ? – zobaczyłem jak powoli przełyka ślinę.
Przytaknąłem głową.
- Zasada numer jeden: będziesz mi posłuszna, będziesz
słuchać każdego mojego polecenia i robić wszystko co każę.
Chodziłem po pokoju i kontynuowałem.
- Zasada numer dwa: nie będziesz mi pyskować, zachowywać się
z takim nastawieniem jak teraz i zawsze masz mi odpowiadać jak o coś pytam.
Odchrząknąłem. Lucky siedziała wpatrzona we mnie ze
zmarszczonymi brwiami.
-Zasada numer trzy: nie krzywdzisz mnie w żaden sposób.
Żadnego kopania, drapania i bicia, ani nic w tym stylu.
Przełknąłem ślinę przed kontynuowaniem.
- Zasada numer cztery: nie możesz do mnie przeklinać, ani
okazywać jakiegokolwiek braku szacunku. – spojrzałem na nią.
- Zasada numer pięć: musisz dbać o swoje zdrowie. Masz jeść
każdy posiłek, który ci dam i często brać prysznic. – Lucky przewróciła oczami,
a ja udałem, że tego nie widzę.
- I wreszcie, zasada numer sześć: absolutnie żadnego uciekania.
– odwróciłem się, by zobaczyć żarliwe spojrzenie Lucky.
- Będziesz przestrzegać każdą z tych zasad lub spotka cię
kara. Nadszedł czas, żeby ktoś nauczył cię dyscypliny, Lucky. Czy wyrażam się
jasno?
Milczała przez minutę lub dwie, przetwarzając wszystko co
przed chwilą powiedziałem.
-Nie ! Nie będę słuchać żadnej z tych twoich śmiesznych zasad !
-Nie ! Nie będę słuchać żadnej z tych twoich śmiesznych zasad !
Zaśmiałem się humorystycznie. Podszedłem do niej bliżej, na
co dziewczyna zaczęła się cofać. Po chwili jednak trafiła plecami na ramę
łóżka. Przyparłem ją do niej i owinąłem rękę wokół jej gardła.
- Lucky Marie Rose, czy ty mnie kurwa rozumiesz? –
Warknąłem.
Zakrztusiła się, gdy zaczęło jej brakować powietrza i przytaknęła głową. Jej małe dłonie próbowały
odsunąć moje. Miała błagalne spojrzenie, gdy jej twarz
zaczerwieniła się z braku tlenu. Puściłem ją i wyszedłem z pokoju, wcześniej
mówiąc:
- I zjedz to jedzenie!
* * * * * * * * * *
Przepraszam, przepraszam, przepraszam ! Wiem, że obiecałam dodać ten rozdział wcześniej, ale na prawdę nie dałam rady tego zrobić. Mam mnóstwo kłopotów, problemów i obowiązków, które jakby nie było, są chyba ważniejsze niż to, aby dodać rozdział na czas. Następnym razem postaram się dodać posta na czas.
No więc w tym rozdziale Justin okazał się na prawdę mega dupkiem. Lucky jak zwykle pokazała pazury, choć były też nieprzyjemne dla niej sytuację. Poważnie jej współczuję. ☺
Podoba wam się ? Polećcie znajomym. Będę wam ogromnie wdzięczna.
No więc w tym rozdziale Justin okazał się na prawdę mega dupkiem. Lucky jak zwykle pokazała pazury, choć były też nieprzyjemne dla niej sytuację. Poważnie jej współczuję. ☺
Podoba wam się ? Polećcie znajomym. Będę wam ogromnie wdzięczna.
CZYTASZ = KOMENTUJESZ
Chcecie się czegoś dowiedzieć lub o coś zapytać ?
Ask lub Twitter
PS Zapraszam was na drugiego bloga, którego również będę tłumaczyć. Na razie nic takiego tam nie ma, ale niebawem pojawi się pierwszy rozdział. ☺
Cabin Fever
Do następnego ! ☺
Ask lub Twitter
PS Zapraszam was na drugiego bloga, którego również będę tłumaczyć. Na razie nic takiego tam nie ma, ale niebawem pojawi się pierwszy rozdział. ☺
Cabin Fever
Do następnego ! ☺
sobota, 15 marca 2014
Chapter 3
LUCKY.
Zadrżałam, gdy zimne powietrze wpadło przez otwarte okno do środka. Justin spojrzał na mnie i uśmiechnął się ciepło. Jest taki bipolarny, ech. Najpierw zakłada mi smycz z ciężkiego łańcucha i traktuje mnie jak psa, a potem uśmiecha się do mnie i jest bardzo miły.
- A co powiesz na to, że ubierzemy Cię w coś cieplejszego? - chłopak zasugerował.
Nie odpowiedziałam, a on wstał i zaczął grzebać w masywnych szufladach w poszukiwaniu odzieży, którą mogłabym nosić. Normalnie, chciałbym wybiec z pokoju i uciec od niego, ale niestety przywiązał koniec łańcucha do ramy łóżka, więc nie mogłem nigdzie iść. Bez względu na to, co robiłam i jak bardzo się starałam, nie mogłam zdjąć owiniętego łańcucha wokół mojej szyi. Został on zabezpieczony jakimś rodzajem zamka.
Justin podszedł do mnie z ubraniem w rękach. Położył obok mnie parę spodni dresowych oraz zwykły t-shirt.
- Zamierzam Cię teraz ubrać. - stwierdził.
Przeczołgałam się na koniec łóżka, aby znaleźć się z dala od niego, ale szybko chwycił mnie za kostkę i pociągnął mnie z powrotem do siebie. Wydałam z siebie cichy kwik.
- Nie!
- O tak, kochanie – Uśmiechnął się cwano.
Gdy już ściągnął moją sukienkę, oświadczył - Zamierzam zobaczyć cię nagą, prędzej czy później.
Justin rzucił sukienkę przez pokój. Siedziałam tam, pół naga przed nim, czując się zakłopotana i zawstydzona.
Spuściłam głowę w dół, po tym jak moje policzki się zaczerwieniły. Justin założył mi swoje spodnie od dresu, które swoją drogą były na mnie zbyt duże i obszerne, a następnie wciągnął koszulkę przez głowę, która również nie była mojej wielkości. Czułam się jak jakiś klaun, ponieważ były one tak bardzo duże i luźne.
- Wyglądasz uroczo w moich ciuchach - powiedział z uśmiechem.
- Teraz tu podejdź.
Justin wziął mnie na ręce i położył obok siebie na łóżku. Byłam gotowa zgodzić się na wszystko tylko po to, by uniknąć kary. Niespodziewanie objął mnie i wtulił swoją głowę w moją szyję.
Przesunęłam się i spróbowałam stworzyć między nami jakiś odstęp. Kilka minut trwaliśmy w ciszy, aż znów przemówił.
- Jak masz na nazwisko?
Wahałam się. Powinnam powiedzieć mu moje nazwisko? Prawdopodobnie nie powinnam mu kłamać albo będę całować na do widzenia swój tyłek.
- R-Rose - wyjąkałam.
Palec Justina podążył wzdłuż lini mojej twarzy.
- A ile masz lat, Lucky?
Przełknęłam ślinę i wydusiłam tylko - piętnaście.
Oczy Justina prawie wyskoczyły z głowy.
- Jesteś tylko małym dzieckiem. Ja mam 19 lat, Lucky.
Leżałam w łóżku z mężczyzną, który był ode mnie o cztery lata starszy. Mógł zostać za to aresztowany. Cóż, może powinien zostać aresztowany za wiele innych rzeczy.
- Jesteś najlepszym prezentem urodzinowym, jaki kiedykolwiek dostałem - Justin szepnął.
Chłopak zostawiał ślady swoich warg i drobnych pocałunków zaczynając od mojej skroni aż do szyi. Ramię Justina trzymało moje obie ręce, więc nie mogłam go odepchnąć. Byłam zaskoczona tym, jaki był silny.
- Jesteś piękna - Zagruchał. - Och, to, co mogę zrobić dla ciebie.
Przełknęłam głośno ślinę, a Justin zachichotał. Podobało mu się to, że się go bałam. Nie mogłam uwierzyć, że nie jestem już normalną osobą. Byłam własnością. Byłam w posiadaniu swojego właściciela.
Justin schował kosmyk moich włosów za ucho.
- Jesteś moją lalką do ubierania w suknie, moim zwierzątkiem do uczenia, moją zabawką do zabawy... - Jego ochrypły głos szepnął mi do ucha.
- Mam cię teraz, Lucky Rose. Jesteś nawet oznakowana moimi inicjałami dla dowodu.
Justin kochał to, tak jak ja tego nienawidziłam. Czułam łzy zbierające się w moich oczach. Pociągnęłam nosem cicho. Justin wreszcie puścił moje ręce, a następnie przytulił się do mnie. Mogłabym powiedzieć, że zasypiał. Teraz tylko muszę zaczekać, aż zaśnie głęboko, a potem mogę spróbować uciec.
Kiedy usłyszałam delikatne chrapanie dochodzące z jego ust, powoli ruszyłam w drogę, przechodząc nad jego ramionami, nie budząc go. Stopniowo wysuwałam klucz z jego kieszeni, aby odblokować smycz. Otworzyłam ją i na palcach wyszłam z jego sypialni. Justin na pewno ma mocny sen.
Zakradłam się cicho korytarzem, a następnie po schodach. Nie mogłam pozwolić by usłyszał mnie któryś z pozostałych mężczyzn. Zakradłam się do drzwi. Zacisnęłam mocno oczy, gdy kręciłam powoli pokrętłem, spodziewając się, że drzwi będą zamknięte. Nie były. Były otwarte! Było to łatwiejsze, niż myślałem, że będzie.
Podstępnie się zakradłam i zamknęłam cicho drzwi. Jestem wolna! Prawie podskoczyłam z radości.
JUSTIN.
Poczułem, jak ktoś mną potrząsa. Jęknąłem zmęczonym głosem i pacnąłem osobę, która stała nade mną.
- Justin – ktoś szepnął.
- Justin!
Podniosłem głowę do góry - co do cholery chcesz? - warknąłem.
Ryan spojrzał na mnie przestraszonym wzrokiem. To sprawiło, że się obudziłem.
- Co? - zapytałem.
- Lucky - Ryan zaczął.
- Co jest? - powtórzyłem, chcąc by powiedział coś więcej na ten temat.
-Lucky, o-ona uciekła!
Zmarszczyłem brwi.
- Co?!
Wstałem ze swojego łóżka i potarłem jeszcze senne oczy. Wtedy zauważyłem, że nie było jej ze mną w łóżku, a smycz została odblokowana. Przeszukałem swoje kieszenie. Klucza nie było. A to mała dziwka.
Ryan był tak wstrząśnięty, jak ja.
- Dlaczego jej nie zatrzymałeś ? - zapytałem gniewnie.
Jak mogli być tak głupi. Jest tu pięciu facetów, więc jak mogli jej nie zauważyć wymykającej się?
- Ja-ja nie wiedziałem! Nie byliśmy nawet w pobliżu drzwi!
Prychnąłem, gdy wybiegałem z pokoju, a następnie zbiegłem ze schodów. Wyszedłem przez drzwi główne i rozejrzałem się. Gdzie, do diabła mogła pójść? Jesteśmy w samym środku pustkowia.
Obszedłem wkoło dom, szukając jej maleńkiej figury. Prawdopodobnie łatwiej jej było się ukryć w niewielkich miejscach. Kiedy szedłem, moja stopa wpadła w papkowatą kałużę błota. Jęknąłem, po czym starłem błoto z mojej kostki i buta.
Właśnie wtedy coś sobie uświadomiłem. Skoro jest mokro i błotnisto, a Lucky nie ma butów to musiała zostawić ślady. Spojrzałem w dół na ziemię i zauważyłem lekko mokrawe odciski stóp, które były prawie suche. Uśmiechnąłem się z wyższością.
Szedłem po śladach, które po chwili zaprowadziły mnie do drzewa. Popatrzyłem w górę, ale było zbyt wiele liści i gałęzi by cokolwiek tam zobaczyć. Wiedziałem, że Lucky była tam na górze. Nie miała gdzie indziej pójść, a ślady doprowadziły mnie bezpośrednio do tego drzewa.
- Och Lucky – Zanuciłem.
- Zejdź, Kochanie. Nie zamierzam cię skrzywdzić.
Nasłuchiwałem jakiegokolwiek szelestu gałęzi lub liści. Nic. Jest dobra.
- Lucky, jeśli teraz zejdziesz, nie ukarzę cię tak, jak bym to zrobił gdybym musiał się tam wspiąć i samemu ściągać. - Ostatnią część zdania powiedziałem z zaciśniętymi zębami.
- Teraz policzę do trzech, Lucky. Jeśli nie zejdziesz, wejdę tam na górę i sam cie wezmę.
Poczekałem kilka sekund.
- Jeden...
Nie zeszła. Nie byłem nawet w stu procentach pewny, że była tam w górze. Równie dobrze mogłem właśnie mówić do drzewa.
-Dwa...
Prychnąłem.
- Nie zmuszaj mnie kurwa, do liczenia do trzech, Lucky.
Uśmiechnęłam się, kiedy w końcu usłyszałem hałas. I kiedy mała Lucky pełzała w dół drzewa, przypominając kogoś, kto właśnie zobaczył ducha.
- Dobra dziewczynka.
Odsunęła się ode mnie, kiedy poszedłem ją złapać. Prychnąłem, chwyciłem ją za ramię i pociągnąłem mocno w moją stronę. Jęknęła, a ja pociągnąłem ją w stronę domu. Walczyła ze mną cały czas, choć powinna zdawać sobie sprawę, że jestem od niej silniejszy.
Rzuciłem ją na kanapę i ruszyłem w jej stronę. Przetarłem moje ręce i uśmiechnąłem się na jej przerażony wyraz twarzy.
- Lekcja pierwsza, moja mała Lucky. Żadnego uciekania.
Zadrżałam, gdy zimne powietrze wpadło przez otwarte okno do środka. Justin spojrzał na mnie i uśmiechnął się ciepło. Jest taki bipolarny, ech. Najpierw zakłada mi smycz z ciężkiego łańcucha i traktuje mnie jak psa, a potem uśmiecha się do mnie i jest bardzo miły.
- A co powiesz na to, że ubierzemy Cię w coś cieplejszego? - chłopak zasugerował.
Nie odpowiedziałam, a on wstał i zaczął grzebać w masywnych szufladach w poszukiwaniu odzieży, którą mogłabym nosić. Normalnie, chciałbym wybiec z pokoju i uciec od niego, ale niestety przywiązał koniec łańcucha do ramy łóżka, więc nie mogłem nigdzie iść. Bez względu na to, co robiłam i jak bardzo się starałam, nie mogłam zdjąć owiniętego łańcucha wokół mojej szyi. Został on zabezpieczony jakimś rodzajem zamka.
Justin podszedł do mnie z ubraniem w rękach. Położył obok mnie parę spodni dresowych oraz zwykły t-shirt.
- Zamierzam Cię teraz ubrać. - stwierdził.
Przeczołgałam się na koniec łóżka, aby znaleźć się z dala od niego, ale szybko chwycił mnie za kostkę i pociągnął mnie z powrotem do siebie. Wydałam z siebie cichy kwik.
- Nie!
- O tak, kochanie – Uśmiechnął się cwano.
Gdy już ściągnął moją sukienkę, oświadczył - Zamierzam zobaczyć cię nagą, prędzej czy później.
Justin rzucił sukienkę przez pokój. Siedziałam tam, pół naga przed nim, czując się zakłopotana i zawstydzona.
Spuściłam głowę w dół, po tym jak moje policzki się zaczerwieniły. Justin założył mi swoje spodnie od dresu, które swoją drogą były na mnie zbyt duże i obszerne, a następnie wciągnął koszulkę przez głowę, która również nie była mojej wielkości. Czułam się jak jakiś klaun, ponieważ były one tak bardzo duże i luźne.
- Wyglądasz uroczo w moich ciuchach - powiedział z uśmiechem.
- Teraz tu podejdź.
Justin wziął mnie na ręce i położył obok siebie na łóżku. Byłam gotowa zgodzić się na wszystko tylko po to, by uniknąć kary. Niespodziewanie objął mnie i wtulił swoją głowę w moją szyję.
Przesunęłam się i spróbowałam stworzyć między nami jakiś odstęp. Kilka minut trwaliśmy w ciszy, aż znów przemówił.
- Jak masz na nazwisko?
Wahałam się. Powinnam powiedzieć mu moje nazwisko? Prawdopodobnie nie powinnam mu kłamać albo będę całować na do widzenia swój tyłek.
- R-Rose - wyjąkałam.
Palec Justina podążył wzdłuż lini mojej twarzy.
- A ile masz lat, Lucky?
Przełknęłam ślinę i wydusiłam tylko - piętnaście.
Oczy Justina prawie wyskoczyły z głowy.
- Jesteś tylko małym dzieckiem. Ja mam 19 lat, Lucky.
Leżałam w łóżku z mężczyzną, który był ode mnie o cztery lata starszy. Mógł zostać za to aresztowany. Cóż, może powinien zostać aresztowany za wiele innych rzeczy.
- Jesteś najlepszym prezentem urodzinowym, jaki kiedykolwiek dostałem - Justin szepnął.
Chłopak zostawiał ślady swoich warg i drobnych pocałunków zaczynając od mojej skroni aż do szyi. Ramię Justina trzymało moje obie ręce, więc nie mogłam go odepchnąć. Byłam zaskoczona tym, jaki był silny.
- Jesteś piękna - Zagruchał. - Och, to, co mogę zrobić dla ciebie.
Przełknęłam głośno ślinę, a Justin zachichotał. Podobało mu się to, że się go bałam. Nie mogłam uwierzyć, że nie jestem już normalną osobą. Byłam własnością. Byłam w posiadaniu swojego właściciela.
Justin schował kosmyk moich włosów za ucho.
- Jesteś moją lalką do ubierania w suknie, moim zwierzątkiem do uczenia, moją zabawką do zabawy... - Jego ochrypły głos szepnął mi do ucha.
- Mam cię teraz, Lucky Rose. Jesteś nawet oznakowana moimi inicjałami dla dowodu.
Justin kochał to, tak jak ja tego nienawidziłam. Czułam łzy zbierające się w moich oczach. Pociągnęłam nosem cicho. Justin wreszcie puścił moje ręce, a następnie przytulił się do mnie. Mogłabym powiedzieć, że zasypiał. Teraz tylko muszę zaczekać, aż zaśnie głęboko, a potem mogę spróbować uciec.
Kiedy usłyszałam delikatne chrapanie dochodzące z jego ust, powoli ruszyłam w drogę, przechodząc nad jego ramionami, nie budząc go. Stopniowo wysuwałam klucz z jego kieszeni, aby odblokować smycz. Otworzyłam ją i na palcach wyszłam z jego sypialni. Justin na pewno ma mocny sen.
Zakradłam się cicho korytarzem, a następnie po schodach. Nie mogłam pozwolić by usłyszał mnie któryś z pozostałych mężczyzn. Zakradłam się do drzwi. Zacisnęłam mocno oczy, gdy kręciłam powoli pokrętłem, spodziewając się, że drzwi będą zamknięte. Nie były. Były otwarte! Było to łatwiejsze, niż myślałem, że będzie.
Podstępnie się zakradłam i zamknęłam cicho drzwi. Jestem wolna! Prawie podskoczyłam z radości.
JUSTIN.
Poczułem, jak ktoś mną potrząsa. Jęknąłem zmęczonym głosem i pacnąłem osobę, która stała nade mną.
- Justin – ktoś szepnął.
- Justin!
Podniosłem głowę do góry - co do cholery chcesz? - warknąłem.
Ryan spojrzał na mnie przestraszonym wzrokiem. To sprawiło, że się obudziłem.
- Co? - zapytałem.
- Lucky - Ryan zaczął.
- Co jest? - powtórzyłem, chcąc by powiedział coś więcej na ten temat.
-Lucky, o-ona uciekła!
Zmarszczyłem brwi.
- Co?!
Wstałem ze swojego łóżka i potarłem jeszcze senne oczy. Wtedy zauważyłem, że nie było jej ze mną w łóżku, a smycz została odblokowana. Przeszukałem swoje kieszenie. Klucza nie było. A to mała dziwka.
Ryan był tak wstrząśnięty, jak ja.
- Dlaczego jej nie zatrzymałeś ? - zapytałem gniewnie.
Jak mogli być tak głupi. Jest tu pięciu facetów, więc jak mogli jej nie zauważyć wymykającej się?
- Ja-ja nie wiedziałem! Nie byliśmy nawet w pobliżu drzwi!
Prychnąłem, gdy wybiegałem z pokoju, a następnie zbiegłem ze schodów. Wyszedłem przez drzwi główne i rozejrzałem się. Gdzie, do diabła mogła pójść? Jesteśmy w samym środku pustkowia.
Obszedłem wkoło dom, szukając jej maleńkiej figury. Prawdopodobnie łatwiej jej było się ukryć w niewielkich miejscach. Kiedy szedłem, moja stopa wpadła w papkowatą kałużę błota. Jęknąłem, po czym starłem błoto z mojej kostki i buta.
Właśnie wtedy coś sobie uświadomiłem. Skoro jest mokro i błotnisto, a Lucky nie ma butów to musiała zostawić ślady. Spojrzałem w dół na ziemię i zauważyłem lekko mokrawe odciski stóp, które były prawie suche. Uśmiechnąłem się z wyższością.
Szedłem po śladach, które po chwili zaprowadziły mnie do drzewa. Popatrzyłem w górę, ale było zbyt wiele liści i gałęzi by cokolwiek tam zobaczyć. Wiedziałem, że Lucky była tam na górze. Nie miała gdzie indziej pójść, a ślady doprowadziły mnie bezpośrednio do tego drzewa.
- Och Lucky – Zanuciłem.
- Zejdź, Kochanie. Nie zamierzam cię skrzywdzić.
Nasłuchiwałem jakiegokolwiek szelestu gałęzi lub liści. Nic. Jest dobra.
- Lucky, jeśli teraz zejdziesz, nie ukarzę cię tak, jak bym to zrobił gdybym musiał się tam wspiąć i samemu ściągać. - Ostatnią część zdania powiedziałem z zaciśniętymi zębami.
- Teraz policzę do trzech, Lucky. Jeśli nie zejdziesz, wejdę tam na górę i sam cie wezmę.
Poczekałem kilka sekund.
- Jeden...
Nie zeszła. Nie byłem nawet w stu procentach pewny, że była tam w górze. Równie dobrze mogłem właśnie mówić do drzewa.
-Dwa...
Prychnąłem.
- Nie zmuszaj mnie kurwa, do liczenia do trzech, Lucky.
Uśmiechnęłam się, kiedy w końcu usłyszałem hałas. I kiedy mała Lucky pełzała w dół drzewa, przypominając kogoś, kto właśnie zobaczył ducha.
- Dobra dziewczynka.
Odsunęła się ode mnie, kiedy poszedłem ją złapać. Prychnąłem, chwyciłem ją za ramię i pociągnąłem mocno w moją stronę. Jęknęła, a ja pociągnąłem ją w stronę domu. Walczyła ze mną cały czas, choć powinna zdawać sobie sprawę, że jestem od niej silniejszy.
Rzuciłem ją na kanapę i ruszyłem w jej stronę. Przetarłem moje ręce i uśmiechnąłem się na jej przerażony wyraz twarzy.
- Lekcja pierwsza, moja mała Lucky. Żadnego uciekania.
* * * * * * * * * *
No więc jest rozdział. Jestem trochę zawiedziona tym, że pod rozdziałem drugim było mniej komentarzy niż pod pierwszym. Liczyłam na to, że będziecie się angażować i wspierać mnie w tłumaczeniu. Czytanie komentarzy dodaje siły. Wiem, że to głupio brzmi, ale na prawdę, lepiej się wtedy pracuje. Także...
CZYTASZ = KOMENTUJESZ
Druga sprawa... Autorka opowiadania nie dodała jeszcze od tamtej pory kolejnego rozdziału. Nie chcę jej dogonić, więc rozdziały będą pojawiać się rzadziej. Nie chcę żebyście długo czekali, ale nie mam innego wyjścia. Boję się też, że ona w końcu zawiesi bloga. Miejmy nadzieję, że nie.
Także mam nadzieję, że rozdział wam się podoba. Chwilę siedziałam nad tym tłumaczeniem. I prosiłabym, żebyście zostawili wasze opinie, najlepiej szczere, w komentarzu. Proszę was o to. To dla mnie ważne. Pytania ? Ask lub Twitter
CZYTASZ = KOMENTUJESZ
Druga sprawa... Autorka opowiadania nie dodała jeszcze od tamtej pory kolejnego rozdziału. Nie chcę jej dogonić, więc rozdziały będą pojawiać się rzadziej. Nie chcę żebyście długo czekali, ale nie mam innego wyjścia. Boję się też, że ona w końcu zawiesi bloga. Miejmy nadzieję, że nie.
Także mam nadzieję, że rozdział wam się podoba. Chwilę siedziałam nad tym tłumaczeniem. I prosiłabym, żebyście zostawili wasze opinie, najlepiej szczere, w komentarzu. Proszę was o to. To dla mnie ważne. Pytania ? Ask lub Twitter
środa, 5 marca 2014
Chapter 2
LUCKY.
Nie przestawałam walczyć, gdy mężczyźni nałożyli mi kajdanki na moje nadgarstki, za plecami, a następnie przykleili pasek taśmy klejącej na moje delikatne usta.
- Czas, aby spotkać się z właścicielem, księżniczko.
Choćby nie wiem co, łzy ciągle wylewały się z moich oczu, nie chcąc przestać. Pociągnęłam nosem. Kiedy pojazd się w końcu zatrzymał, dwóch facetów pociągnęło mnie i prowadziło trzymając pod pachami. Kopnęłam nogę jednego napastnika, ale nic nie sprawiłoby, że puszczą mnie wolno.
Moja sukienka podniosła się trochę w górę, pokazując więcej niż moje nogi. Zaczęłam ponownie kopać, aby zwolnili, ale jakoś udało im się powstrzymać moje czyny.
Po raz kolejny, moje płacze i krzyki były stłumione, tyle że tym razem zwykłą taśmą klejącą. Jeden z dwóch pozostałych facetów, którzy szli z tyłu, wyminął nas i kroczył przed nami, by otworzyć frontowe drzwi domu, umiejscowionego na kompletnym odludziu.
Byliśmy w otoczeniu lasów i pojedynczych drzew. Pociągnęli mnie do tego domu, który był niesamowicie ogromny. Wyglądał jak jakiś pieprzony dwór.
Wciągnęli mnie do salonu, a moje oczy spotkały osobę siedzącą na wielkiej, aksamitnej kanapie w kształcie litery "U".
- Wszystkiego najlepszego, Justin! - wszyscy zaśpiewali jednym głosem.
Solenizant odwrócił głowę w naszym kierunku, a jego oczy rozszerzyły się nieco, unosząc brwi. Dwóch facetów pociągnęło mnie w stronę kanapy, następnie sadzając na kolanach mężczyzny. Dało się zauważyć, że był wysoki, nawet gdy siedziałam mu na kolanach.
Wciąż musiałam patrzyć na niego w górę. Ten cały Justin patrzył na mnie tak samo zdezorientowany, jak byłam ja.
- To jest twój prezent urodzinowy! - Powiedział Jeden z chłopaków.
Podszedł bliżej i podniósł sukienkę na wysokość mojego biodra. Moje policzki poczerwieniały, ponieważ wszyscy ci ludzie widzieli mnie z tą podciągniętą sukienką, odsłaniającą w połowie ciało.
Pokazał Justinowi moje nowe znamię.
- Zobacz, jest cała twoja.
Justin patrzył na moją osobę. Miał ręce owinięte wokół mojej talii lekko, by podtrzymać mnie na kolanach, a ja kręciłam się niespokojnie.
Wreszcie się odezwał.
- Um, mogę na chwilę zostać z nią sam? - Zapytał.
Chłopcy mruknęli tylko "pewnie" i wyszli z pokoju, zostawiając Justina i skrępowaną mnie, samych. Spojrzał na mnie w dół, ale ja szybko odwróciłam wzrok, gdy tylko poczułam, że moje policzki zrobiły się różowe.
Delikatnie pieścił mój policzek swoim kciukiem.
- Ach, nie bądź taka nieśmiała, kochanie. -Gruchał tuż przy moim uchu.
Moje policzki zabarwiły się na jeszcze ciemniejszy odcień czerwieni powodując u niego chichot. Mimo wszystko, niezwykle mnie przestraszył, choć był całkowicie zachwycający. Justin zaczął powoli zdzierać taśmę klejącą, z moich ust, a ja w zamian jęknęłam gdy przez moje wargi przeszedł ból.
-Ciii ...
Liznęłam moje spierzchnięte usta.
- Jak masz na imię, skarbie? – zapytał.
Byłam zaskoczona, jaki był łagodny. To była chyba tylko jego gra. On po prostu chciał zwabić mnie do środka. Nie dam się na to nabrać.
Wciąż milczałam. Złapał mój podbródek w dwa palce i przechylił, zmuszając mnie bym spojrzała głęboko w jego piwne oczy. Te oczy były jak wiry czekoladowe, które mnie zahipnotyzowały. Jak ktoś taki może być tak piękny?
Justin uśmiechnął się, wiedząc, jakie wrażenie na mnie zrobił. Wiedział, że ma na mnie wpływ. Byłam przez niego nieźle zahipnotyzowana. To było dzieło prostego czaru, który posiadał.
- Zdradź mi swoje imię - delikatnie zażądał.
Wychrypiałam niepewnie- L-Lucky.
- Ciekawe imię.* - Uśmiechnął się.
Justin sięgnął po coś do kieszeni. Wyciągnął mały, lśniący kluczyk. Moje oczy momentalnie zaświeciły się z czystej ciekawości. Wziął mnie za dłonie i otworzył kajdanki, które ograniczały moje nadgarstki.
Westchnęłam, pocierając bolącą i podrażnioną skórę.
- Więc, jesteś moim prezentem urodzinowym, co? - Powiedział.
Po raz kolejny, nic się nie odezwałam. Odsunęłam swoją twarz z jego rąk i spojrzałam w dół na odsłonięte kolana.
- Nie mówisz zbyt dużo, prawda?
Justin zaśmiał się, a ja poczułam, że jego dwa długie, silne ramiona, mocno owijają się wokół mojej talii.
Czując się bardzo niewygodnie w tej pozycji, wierciłam się, próbując zejść z jego kolan.
- Hej, hej, hej ... – Zagruchał. - Zostań.
Jednak ja nie słuchałam i nadal się kręciłam, usiłując wyplątać się z uścisku. Justin westchnął i rozplątał swoje ramiona ze mnie, jednak potem, ku mojemu zaskoczeniu, zawinął jedno na moich plecach, a drugie pod moimi nogami. Moje ciało zostało wzniesione do góry, a kiedy to się stało, byłam coraz bardziej niespokojna.
Wydałam z siebie ogłuszający krzyk i wierciłem się jak ryba wyciągnięta z wody na suchą powierzchnię. Justin mocniej zacisnął swoje ramiona. Tak bardzo chciałem być postawiona i odwieziona do domu- dobrze, do sierocińca.
Zawzięłam się i podrapałam paznokciami jego twarz.
Przestałam tylko po to, by po chwili uderzać w niego gdzie popadnie, moimi małymi piąstkami. Jęknął, po czym upuścił mnie przez przypadek. Wystrzeliłam jak poparzona z podłogi i rzuciłam się biegiem przed siebie.
Przebiegłam przez kuchnię i jadalnię, ale w końcu się zagubiłam wewnątrz tej bardzo dużej rezydencji.
Każde drzwi, na które wpadłam prowadziły do nowego pokoju. W tym domu musiało być co najmniej 30 takich pomieszczeń, jeśli nie więcej. Gdy pędziłam przez jakiś pokój, moja twarz zderzyła się z czyjąś klatką piersiową. Spojrzałam w górę. Był to facet, który wyglądał prawie tak samo jak Justin.
- Ho ho ho. Co my tu mamy? - Powiedział, uśmiechając się głupkowato.
Próbowałam uciec ponownie, ale złapał mnie za kołnierz mojej sukienki, przybliżając z powrotem do siebie. Podniósł mnie i zmusił moje nogi , aby oplotły go wokół jego talii, trzymając mnie za biodra tak, jak można trzymać malucha. Krzyknęłam mu głośno prosto do ucha, a on w afekcie syknął. Nawet bez względu na to, jak bardzo został draśnięty przez moje pazury, nie chciał mnie puścić.
Zostałam z powrotem przeniesiona do pokoju, z którego uciekłam z dala od Justina. Chłopak leżał na kanapie, oglądając jakieś show w telewizji. Prawdopodobnie domyślił się, że ktoś mnie w końcu dogoni, więc sam za mną nie pobiegł.
- Aye, Justin. Patrz kogo znalazłem uciekającego przez dom – odezwał się napastnik.
Czułam wibracje pochodzące z jego klatki piersiowej, gdy mówił. Głowa Justina zwróciła się do nas, a końce jego warg skuliły się nieznacznie.
- Porwałeś ją? - Facet zapytał nonszalancko.
Zachowywał się tak, jakby porwanie było dobrą i normalną rzeczą. Justin pokręcił głową.
- Nie. Ryan i chłopaki podarowali mi ją na moje urodziny -stwierdził.
- Cóż, jest seksowna - mężczyzna szepnął mi do ucha, na tyle głośno, by Justin mógł usłyszeć.
Zmarszczyłam brwi i rzuciłam się z pazurami na jego twarz jeszcze raz, kopiąc go, żeby mnie w końcu puścił. Nawet nie zauważyłam kiedy, Justin pochwycił mnie z ramion swojego sobowtóra i przerzucił sobie przez ramię.
- Uważaj, jest zadziorna – powiedział facet, ocierając z policzka krew, spowodowaną moimi paznokciami na jego twarzy.
Justin zachichotał - Dzięki, Jason.
Więc ma na imię Jason. Jason opuścił salon, a ja wciąż wisiałam na ramieniu Justina.
- Puść mnie! - Krzyczałam.
Usłyszałam melodyjny śmiech chłopaka. Wkurzona, zaczęłam z całych sił walić pięściami w jego plecy, ale to nie miało na niego żadnego wpływu. Następnie zobaczyłam jak zadowolony z siebie wnosi mnie po schodach. Krzyczałam, kopałam i walczyłam, ale to naprawdę nie miało żadnego sensu. Był za silny. W końcu poddałam się, zmęczona, i zawisłam na jego ramieniu jak jakaś szmaciana lalka.
Wszedł do pokoju, który jak się domyśliłam był jego i rzucił mnie na łóżko. Spojrzał do ogromnej szafy wnękowej, jakby czegoś szukając. Po chwili wyciągnął z niej długi łańcuch, po czym podszedł do mnie. Panikując, cofnęłam się na łóżku do tyłu, ale on szybko i sprawnie chwycił mnie za kostki, następnie przyciągając z powrotem do siebie.
- Teraz jesteś moim zwierzęciem - warknął.
W histerii zaczęłam piszczeć gdy owinął zimny łańcuch wokół mojej szyi i trzymał jego koniec. Ten bydlak założył mi smycz. Justin szarpnął łańcuchem, ciągnąc mnie do siebie, obejmując potem swoimi muskularnymi ramionami. Przechylił mój podbródek, bym na niego spojrzała.
- Jesteś moim zwierzątkiem - powtórzył.
*"lucky" w angielskim oznacza "szczęśliwy".
Nie przestawałam walczyć, gdy mężczyźni nałożyli mi kajdanki na moje nadgarstki, za plecami, a następnie przykleili pasek taśmy klejącej na moje delikatne usta.
- Czas, aby spotkać się z właścicielem, księżniczko.
Choćby nie wiem co, łzy ciągle wylewały się z moich oczu, nie chcąc przestać. Pociągnęłam nosem. Kiedy pojazd się w końcu zatrzymał, dwóch facetów pociągnęło mnie i prowadziło trzymając pod pachami. Kopnęłam nogę jednego napastnika, ale nic nie sprawiłoby, że puszczą mnie wolno.
Moja sukienka podniosła się trochę w górę, pokazując więcej niż moje nogi. Zaczęłam ponownie kopać, aby zwolnili, ale jakoś udało im się powstrzymać moje czyny.
Po raz kolejny, moje płacze i krzyki były stłumione, tyle że tym razem zwykłą taśmą klejącą. Jeden z dwóch pozostałych facetów, którzy szli z tyłu, wyminął nas i kroczył przed nami, by otworzyć frontowe drzwi domu, umiejscowionego na kompletnym odludziu.
Byliśmy w otoczeniu lasów i pojedynczych drzew. Pociągnęli mnie do tego domu, który był niesamowicie ogromny. Wyglądał jak jakiś pieprzony dwór.
Wciągnęli mnie do salonu, a moje oczy spotkały osobę siedzącą na wielkiej, aksamitnej kanapie w kształcie litery "U".
- Wszystkiego najlepszego, Justin! - wszyscy zaśpiewali jednym głosem.
Solenizant odwrócił głowę w naszym kierunku, a jego oczy rozszerzyły się nieco, unosząc brwi. Dwóch facetów pociągnęło mnie w stronę kanapy, następnie sadzając na kolanach mężczyzny. Dało się zauważyć, że był wysoki, nawet gdy siedziałam mu na kolanach.
Wciąż musiałam patrzyć na niego w górę. Ten cały Justin patrzył na mnie tak samo zdezorientowany, jak byłam ja.
- To jest twój prezent urodzinowy! - Powiedział Jeden z chłopaków.
Podszedł bliżej i podniósł sukienkę na wysokość mojego biodra. Moje policzki poczerwieniały, ponieważ wszyscy ci ludzie widzieli mnie z tą podciągniętą sukienką, odsłaniającą w połowie ciało.
Pokazał Justinowi moje nowe znamię.
- Zobacz, jest cała twoja.
Justin patrzył na moją osobę. Miał ręce owinięte wokół mojej talii lekko, by podtrzymać mnie na kolanach, a ja kręciłam się niespokojnie.
Wreszcie się odezwał.
- Um, mogę na chwilę zostać z nią sam? - Zapytał.
Chłopcy mruknęli tylko "pewnie" i wyszli z pokoju, zostawiając Justina i skrępowaną mnie, samych. Spojrzał na mnie w dół, ale ja szybko odwróciłam wzrok, gdy tylko poczułam, że moje policzki zrobiły się różowe.
Delikatnie pieścił mój policzek swoim kciukiem.
- Ach, nie bądź taka nieśmiała, kochanie. -Gruchał tuż przy moim uchu.
Moje policzki zabarwiły się na jeszcze ciemniejszy odcień czerwieni powodując u niego chichot. Mimo wszystko, niezwykle mnie przestraszył, choć był całkowicie zachwycający. Justin zaczął powoli zdzierać taśmę klejącą, z moich ust, a ja w zamian jęknęłam gdy przez moje wargi przeszedł ból.
-Ciii ...
Liznęłam moje spierzchnięte usta.
- Jak masz na imię, skarbie? – zapytał.
Byłam zaskoczona, jaki był łagodny. To była chyba tylko jego gra. On po prostu chciał zwabić mnie do środka. Nie dam się na to nabrać.
Wciąż milczałam. Złapał mój podbródek w dwa palce i przechylił, zmuszając mnie bym spojrzała głęboko w jego piwne oczy. Te oczy były jak wiry czekoladowe, które mnie zahipnotyzowały. Jak ktoś taki może być tak piękny?
Justin uśmiechnął się, wiedząc, jakie wrażenie na mnie zrobił. Wiedział, że ma na mnie wpływ. Byłam przez niego nieźle zahipnotyzowana. To było dzieło prostego czaru, który posiadał.
- Zdradź mi swoje imię - delikatnie zażądał.
Wychrypiałam niepewnie- L-Lucky.
- Ciekawe imię.* - Uśmiechnął się.
Justin sięgnął po coś do kieszeni. Wyciągnął mały, lśniący kluczyk. Moje oczy momentalnie zaświeciły się z czystej ciekawości. Wziął mnie za dłonie i otworzył kajdanki, które ograniczały moje nadgarstki.
Westchnęłam, pocierając bolącą i podrażnioną skórę.
- Więc, jesteś moim prezentem urodzinowym, co? - Powiedział.
Po raz kolejny, nic się nie odezwałam. Odsunęłam swoją twarz z jego rąk i spojrzałam w dół na odsłonięte kolana.
- Nie mówisz zbyt dużo, prawda?
Justin zaśmiał się, a ja poczułam, że jego dwa długie, silne ramiona, mocno owijają się wokół mojej talii.
Czując się bardzo niewygodnie w tej pozycji, wierciłam się, próbując zejść z jego kolan.
- Hej, hej, hej ... – Zagruchał. - Zostań.
Jednak ja nie słuchałam i nadal się kręciłam, usiłując wyplątać się z uścisku. Justin westchnął i rozplątał swoje ramiona ze mnie, jednak potem, ku mojemu zaskoczeniu, zawinął jedno na moich plecach, a drugie pod moimi nogami. Moje ciało zostało wzniesione do góry, a kiedy to się stało, byłam coraz bardziej niespokojna.
Wydałam z siebie ogłuszający krzyk i wierciłem się jak ryba wyciągnięta z wody na suchą powierzchnię. Justin mocniej zacisnął swoje ramiona. Tak bardzo chciałem być postawiona i odwieziona do domu- dobrze, do sierocińca.
Zawzięłam się i podrapałam paznokciami jego twarz.
Przestałam tylko po to, by po chwili uderzać w niego gdzie popadnie, moimi małymi piąstkami. Jęknął, po czym upuścił mnie przez przypadek. Wystrzeliłam jak poparzona z podłogi i rzuciłam się biegiem przed siebie.
Przebiegłam przez kuchnię i jadalnię, ale w końcu się zagubiłam wewnątrz tej bardzo dużej rezydencji.
Każde drzwi, na które wpadłam prowadziły do nowego pokoju. W tym domu musiało być co najmniej 30 takich pomieszczeń, jeśli nie więcej. Gdy pędziłam przez jakiś pokój, moja twarz zderzyła się z czyjąś klatką piersiową. Spojrzałam w górę. Był to facet, który wyglądał prawie tak samo jak Justin.
- Ho ho ho. Co my tu mamy? - Powiedział, uśmiechając się głupkowato.
Próbowałam uciec ponownie, ale złapał mnie za kołnierz mojej sukienki, przybliżając z powrotem do siebie. Podniósł mnie i zmusił moje nogi , aby oplotły go wokół jego talii, trzymając mnie za biodra tak, jak można trzymać malucha. Krzyknęłam mu głośno prosto do ucha, a on w afekcie syknął. Nawet bez względu na to, jak bardzo został draśnięty przez moje pazury, nie chciał mnie puścić.
Zostałam z powrotem przeniesiona do pokoju, z którego uciekłam z dala od Justina. Chłopak leżał na kanapie, oglądając jakieś show w telewizji. Prawdopodobnie domyślił się, że ktoś mnie w końcu dogoni, więc sam za mną nie pobiegł.
- Aye, Justin. Patrz kogo znalazłem uciekającego przez dom – odezwał się napastnik.
Czułam wibracje pochodzące z jego klatki piersiowej, gdy mówił. Głowa Justina zwróciła się do nas, a końce jego warg skuliły się nieznacznie.
- Porwałeś ją? - Facet zapytał nonszalancko.
Zachowywał się tak, jakby porwanie było dobrą i normalną rzeczą. Justin pokręcił głową.
- Nie. Ryan i chłopaki podarowali mi ją na moje urodziny -stwierdził.
- Cóż, jest seksowna - mężczyzna szepnął mi do ucha, na tyle głośno, by Justin mógł usłyszeć.
Zmarszczyłam brwi i rzuciłam się z pazurami na jego twarz jeszcze raz, kopiąc go, żeby mnie w końcu puścił. Nawet nie zauważyłam kiedy, Justin pochwycił mnie z ramion swojego sobowtóra i przerzucił sobie przez ramię.
- Uważaj, jest zadziorna – powiedział facet, ocierając z policzka krew, spowodowaną moimi paznokciami na jego twarzy.
Justin zachichotał - Dzięki, Jason.
Więc ma na imię Jason. Jason opuścił salon, a ja wciąż wisiałam na ramieniu Justina.
- Puść mnie! - Krzyczałam.
Usłyszałam melodyjny śmiech chłopaka. Wkurzona, zaczęłam z całych sił walić pięściami w jego plecy, ale to nie miało na niego żadnego wpływu. Następnie zobaczyłam jak zadowolony z siebie wnosi mnie po schodach. Krzyczałam, kopałam i walczyłam, ale to naprawdę nie miało żadnego sensu. Był za silny. W końcu poddałam się, zmęczona, i zawisłam na jego ramieniu jak jakaś szmaciana lalka.
Wszedł do pokoju, który jak się domyśliłam był jego i rzucił mnie na łóżko. Spojrzał do ogromnej szafy wnękowej, jakby czegoś szukając. Po chwili wyciągnął z niej długi łańcuch, po czym podszedł do mnie. Panikując, cofnęłam się na łóżku do tyłu, ale on szybko i sprawnie chwycił mnie za kostki, następnie przyciągając z powrotem do siebie.
- Teraz jesteś moim zwierzęciem - warknął.
W histerii zaczęłam piszczeć gdy owinął zimny łańcuch wokół mojej szyi i trzymał jego koniec. Ten bydlak założył mi smycz. Justin szarpnął łańcuchem, ciągnąc mnie do siebie, obejmując potem swoimi muskularnymi ramionami. Przechylił mój podbródek, bym na niego spojrzała.
- Jesteś moim zwierzątkiem - powtórzył.
*"lucky" w angielskim oznacza "szczęśliwy".
* * * * * * * * * *
No więc jak już pewnie zauważyliście, rozdział dodany jest wcześniej, niż przewidywałam. Mimo, że nie miałam za bardzo czasu, to postanowiłam poświęcić chwilkę i go dodać, więc mam nadzieję, że będziecie zadowoleni. ;)
Cóż, Justin pod koniec okazał się niezłym dupkiem, nie ? Ciekawi co będzie dalej ? Obserwujcie bloga i czekacie na kolejne rozdziały. :)
Pytania? Kontakt ze mną:
ASK
TWITTER
Chcecie być informowani ? Zapraszam tutaj:
INFORMOWANI
Chcecie coś jeszcze poczytać ? Mój drugi blog:
YOU ARE MY DRUG
Do następnego ! :*
Cóż, Justin pod koniec okazał się niezłym dupkiem, nie ? Ciekawi co będzie dalej ? Obserwujcie bloga i czekacie na kolejne rozdziały. :)
Pytania? Kontakt ze mną:
ASK
Chcecie być informowani ? Zapraszam tutaj:
INFORMOWANI
Chcecie coś jeszcze poczytać ? Mój drugi blog:
YOU ARE MY DRUG
Do następnego ! :*
Subskrybuj:
Posty (Atom)