sobota, 3 stycznia 2015

Chapter 11


Przeczytajcie krótką notkę pod rozdziałem



JUSTIN

- Cześć stary - uścisnąłem rękę Ryana, gdy przekroczył próg domu.

Ryan zachichotał i odpowiedział na moje przywitanie. Spojrzałem za jego plecy, gdzie ujrzałem  seksowną dziewczynę. Miała kręcone włosy, a ubrana była  w bluzkę, krótką spódniczkę oraz wysokie obcasy. Cholera. Przygryzłem wargę. Mrugnąłem do niej, a ona posłała mi seksowny uśmiech.

Zaprowadziłem ich do salonu i usiedliśmy na kanapach. Skupiłem swoją uwagę na dziewczynie.

- Jak masz na imię kotku? - spytałem.

- Marry - wymruczała.

- Cieszę się, że mogę cię poznać - powiedziałem zgodnie z prawdą.

Zaciągnąłem Ryana do kuchni, abyśmy mogli porozmawiać na osobności.

- Koleś, co to za laska? - spytałem, głupio się uśmiechając.

- To znajoma mojego kuzyna - odpowiedział. - Podoba ci się?

Nie odezwałem się.

- Ty masz Lucky, stary. Mary jest moja.

A tak, zapomniałem o małej Lucky. Czemu ona nie może być tak seksowna jak ta tutaj? Lucky nie jest seksowna. Jest raczej śliczna i urocza.

- A właśnie, gdzie jest Lucky?

- Na górze.

- Więc idź po nią i możemy zaczynać naszą imprezę! - Ryan poklepał mnie po plecach.

Zaśmiałem się i zwróciłem w stronę schodów. Po drodze zauważyłem opartą o ścianę Mary, która przygryzała swój palec. Cholera. Szybko pokonałem drogę na górę  i stanąłem przed drzwiami do pokoju Lucky. Zapukałem kilka razy.

- Lucky, wychodź natychmiast. Mamy towarzystwo - powiedziałem.

Cisza.

- Lucky!

Kilka chwil później...

-Lucky?

Otworzyłem drzwi i dostrzegłem ją pogrążoną w głębokim śnie. Podszedłem bliżej i ściągnąłem z niej koce. Wsunąłem pod nią swoje ramiona i podniosłem tuląc do siebie. Jej oczy się otworzyły.

- Justin?

- Ciii, tylko zabieram cię na dół - powiedziałem.

- Po co?


- Bo mamy gości.

Lucky objęła mnie jakby bała się, że ją upuszczę. Kiedy zszedłem na dół, Ryan i Mary siedzieli już na kanapie, czekając na nas. Wymienili spojrzenia, gdy zobaczyli Lucky w moich ramionach. Lucky to zauważyła i mogę powiedzieć, że zawstydziła się przez co jej policzki zrobiły się o kilka odcieni ciemniejsze. Wykręciła się z mojego uścisku.

Westchnąłem i puściłem ją. Uwielbiam trzymać ją w ramionach. Lucky usiadła na kanapie obok Mary, a ja usiadłem pomiędzy Lucky a Ryanem. Rozmawiałem z nim, dopóki nie usłyszeliśmy kilku przekleństw obok nas. Mary naskakiwała na Lucky. Wtedy zauważyłem jak Lucky rzuca się na Mery aby ją uderzyć. Szybko chwyciłem dziewczynę w ramiona i trzymałem blisko swojej piersi, oplatając ramionami jej ramiona. Mary uśmiechała się głupkowato do Lucky, kiedy ta szarpała się ze mną.

- Puść mnie! - Zapłakała.

- Shhhh, Lucky....

- Nie karz mi być cicho! Po prostu mnie puść! - Rzucała się.

- Lucky - powiedziałem surowo i potrząsnąłem nią aż w końcu zwróciła na mnie uwagę.

Gdy na mnie spojrzała, dostrzegła mój surowy wyraz twarzy i to w zupełności wystarczyło aby przestała się wić. Wiedziała, że mogłem ją ukarać jeśli będzie odgrywać takie sceny. Wypuściłem ja z ramion i Lucky usiadła z powrotem  na swoim miejscu. Marry i Ryan siedzieli obok, widziałem, że czują się niezręcznie. Położyłem dłoń na udzie Lucky i poczułem jak się cofa, więc też tak zrobiłem.

Ryan i ja raz jeszcze zatraciliśmy się w rozmowie.

LUCKY

Ta suka, Mary, sprawiła, że miałam ochotę powyrywać jej te sztuczne włosy i każdy jeden sztuczny paznokieć. Mówiła mi jak zamierza zdobyć Justina i pytała jak mogę z nim być mimo, że jestem tak brzydka. Justin i ja zachowywaliśmy się jak para, nie tak jakbym została porwana. Tylko Ryan wiedział, nie Mary.

Zaczęła na mnie krzyczeć, wyzywać i przeklinać na mnie bez żadnego powodu, dlatego właśnie chciałam skopać jej tyłek. Ale głupi Justin musiał mnie powstrzymać. Niech go szlag. Naprawdę chciałam wyrwać jej ten głupi kolczyk z pępka, który chciała pokazać ubierając krótką koszulkę.

Nie chciałam nawet siedzieć obok niej. Jej towarzystwo przyprawiało mnie o mdłości. Mary posłała mi wyzywające spojrzenie, kiedy usiadłam na kanapie. Justin położył dłoń na moim udzie a ja się cofnęłam, myśląc, że chce mnie ukarać czy coś.

- Kto chce zagrać w ''prawda czy wyzwanie''? - Spytał Ryan, patrząc na nas wszystkich.

Nikt nie odpowiedział. Prawie dało się słyszeć granie świerszczy.

- No dalej, Lucky - powiedział Justin, łapiąc mnie za ramie i ciągnąc za sobą.

- Co? - spytała. - Ja nie chcę grać - jęknęłam.

Justin spojrzał na mnie.

- Grasz.

Jęknęłam, gdy zobaczyłam jak Ryan umieszcza pustą butelkę na środku podłogi. Usiedliśmy w kole. Justin uśmiechnął się do mnie głupkowato a ja wywróciłam oczami.  Moje serce natychmiast się zatrzymało, gdy przypomniałam sobie zasadę, która zabrania mi wywracać oczami. Spojrzałam na niego, pewna, że napotkam jego srogie spojrzenie. Przełknęłam ślinę. Na szczęście zapomniał.

Ryan zakręcił butelką. Obróciła się wiele razy zanim zatrzymała się na Justinie.

- Justin, prawda czy wyzwanie? - spytał Ryan.

- Wyzwanie. - Justin brzmiał pewnie.

Ryan uśmiechnął się cwaniacko.

- Masz pocałować Lucky.

Moje oczy się rozszerzyły.

Po czym ujął moją twarz w dłonie i złączył ze sobą nasze usta.  Próbowałam się odsunąć ale trzymał mnie zbyt mocno. Po kilku minutach, Justin w końcu się odsunął  i mogłam złapać oddech. Moje policzki zaczerwieniły się, kiedy zauważyłam, że Ryan i Mary wpatrują się w nas. Wtedy poczułam pieczenie na tyłku. To Justin mnie klepnął. Moje policzki zrobiły się jeszcze bardziej czerwone więc ukryłam twarz.

- Cholera, kolej Justina - zachichotał Ryan.

Justin wziął butelkę i zakręcił nią. Wskazała na Mary.

-Prawda czy wyzwanie? - spytał Justin.

- Wyzwanie - odpowiedziała, myśląc, że Justin karze jej zrobić coś seksownego.

- Wypij wodę z kibla.

Jej oczy się rozszerzyły.

- Co?!

- Powiedziałem niewyraźnie? - Justin warknął.  - Powiedziałem, wypij wodę z kibla.

- Nie! -  wrzasnęła zbulwersowana.

Gdzieś w środku śmiałam się, mając skrytą nadzieję, że wypije tą wodę z kibla.

- Odmawiam! Nie będę pić wody z kibla.

Justin uśmiechnął się cwaniacko.

- W porządku. W takim razie musisz pocałować Lucky w usta.

I mnie i Mary zatkało.

- Albo to albo woda z kibla. - Justin uśmiechnął się złośliwie.

- A jaka tu jest różnica? - spytała Mary.

Czy ona sobie do cholery żartuje? Wstałam aby jej przywalić, ale Justin znowu mnie powstrzymał.

- Co się z tobą stało? - spytała, zauważając moje agresywne zachowanie.

- Ona! - wrzasnęłam. - Ona jest niczym innym tylko suką! I zasługuję na to żeby pić wodę z kibla! - krzyczałam.

Siedziałam na kolanach Justina otoczona jego ramionami, więc nie próbowałam nikogo skrzywdzić. Nie przejmowała się nawet tym prze przed chwilą przeklęłam przy Justinie, choć wiedziałam, że był przeciwny temu abym to robiła. Wiem, że później zostanę ukarana, ale nie obchodziło mnie to.

- Oh, wybacz, że jesteś zbyt wrażliwa aby znieść kilka wrednych uwag - Mary burknęła. - Wychodzę stąd.

- Mary, nie - powiedział Ryan.

- Tak. Do widzenia kurwa.

Posłała mi buziaka, gdy wychodziła. Oh, jak ja chciałam wyszarpać ją za głowę.

- Idź do swojego pokoju - rozkazał Justin.

- Ja? - pisnęłam. - Przecież ja nic nie zrobiłam.

- Idź do swojego pokoju. Natychmiast.

Moje usta zadrżały. Wstałam z kolan Justina i pobiegłam na górę do swojego pokoju. Oh, teraz mi się oberwie.



***

W końcu macie rozdział. Jest to ostatni, gdyż autorka przerwała pisanie. I my nic nie możemy z tym zrobić.
Nic więcej nie zamierzam tu pisać. Nie będę się tłumaczyć, dlaczego tak długo nie było rozdziału, bo i tak znajdą się osoby, które zaczną mnie wyzywać.
Rozdział przetłumaczyła w całości Ronnie. Ja go tylko dodaję.

Osoby, które lubią czytać faniction, zapraszam na mojego bloga, gdzie piszę opowiadanie swojego autorstwa.


To wszystko. Dziękuję za te miłe chwile, które mogłam z wami spędzić i mam nadzieję, że spotkamy się jeszcze kiedyś.