poniedziałek, 22 września 2014

Hello everyone.


Na początku chciałabym was powiadomić, że autorka Bound'a nadal nie odpisała na wiadomość Ronnie, także na dzień dzisiejszy został tylko jedenasty rozdział. Nie mam pojęcia czy w ogóle odpisze, więc musimy się z tym pogodzić.

Kolejny rozdział pojawi się niebawem. Wiem, że każemy wam długo czekać, ale z racji tego, że jest szkoła, czasem po prostu brakuje nam czasu.

Kolejna rzecz. Wiem, że bardzo zaniedbałam bloga i jest mi z tym bardzo źle. Ale czy to powód do tego, aby praktycznie w ogóle nie komentować rozdziału? Szczerze? Byłam zawiedziona ilością komentarzy pod ostatnim postem. Napisanie chociażby "fajnie" czy też "do bani" nie zajmuję chyba dużo czasu. Głupie trzydzieści sekund, na to przeznaczone, a jednak motywuje do tłumaczenia. Kiedy jednak widzę, że blog traci zainteresowanie, odechciewa mi się wszystkiego.

Teraz coś z innej beczki. Założyłam nowego bloga, ale tym razem z opowiadaniem mojego autorstwa. Jeżeli wam się spodoba, proszę was, skomentujcie prolog. Chcę wiedzieć czy jest sens w ogóle to pisać publicznie. Nie zamierzam tam zwlekać z rozdziałami, więc mam nadzieję, że systematyczność przyciągnie w jakimś stopniu czytelników. Także zapraszam do czytania, komentowania, obserwowania i zapisywania się do listy informowanych.

Forbidden Paradise

Do napisania,
Lady Lorence

środa, 27 sierpnia 2014

Chapter 10

Dzisiejsze tłumaczenie dedykuję Karolinie

Lucky.

Jęknęłam głośno kiedy poczułam, że ktoś szturcha mnie po twarzy. Odrzuciłam mocno czyjąś rękę i jeszcze bardziej wtuliłam się w koc. Kiedy szturchanie nie ustało, gniewnie otworzyłam oczy, tylko po to żeby zobaczyć Justina górującego nade mną i mierzącego moje zaspane ciało. Zmarszczyłam brwi.

- Co ty wyprawiasz? - jęknęłam.

- Chcę śniadanie, więc wstawaj.

Stęknęłam i z powrotem ułożyłam swoją głowę na poduszce. Niestety usłyszałam jego twardy głos kilka chwil później.

- Nie sądzę, że znowu chciałabyś być dla mnie nieposłuszna, Lucky. Podnieś swój tyłek i zacznij przyrządzać jakieś porządne śniadanie, zanim zaciągnę cię do kuchni siłą. - warknął Justin, przed tym jak opuścił pokój.

Mruknęłam, wywracając oczami i opuszczając cieplutkie łózko. Nie zamierzałam nawet doprowadzać się do ładu. Tylko trochę przeczesałam włosy. Zeszłam na dół, aby zobaczyć siedzącego tam już Justina na wyspie kuchennej, czekającego na swojego niewolnika (mnie), aby zrobił mu śniadanie.

Przewróciłam oczami po raz kolejny i zaczęłam wyjmować chleb, oraz jajka z lodówki. Umieściłam je na blacie i odwróciłam się zauważając, że Justin nie siedzi już na wysepce. Westchnęłam z ulgą. Teraz mogłam pracować w spokoju. Już miałam odwrócić się z powrotem, kiedy poczułam ramię pełzające po mojej talii oraz rękę, która owinęła moje usta. Moje oczy się rozszerzyły i natychmiast podjęłam walkę, wydając zduszone krzyki, przez rękę. Poczułam, że ktoś wciąga mnie do czegoś w stylu ciemniej szafy. Dopóki nie zapalił światła, nie widziałam nic prócz ciemności.

Z trudem zaczęłam łapać powietrze, kiedy ukazała mi się twarz Justina. Zdjął swoją dłoń z moich ust, ale nadal przytrzymywał mnie w talii.

- Justin, co do...

Jego ręka ponownie wylądowała na mojej buzi, uciszając mnie.

- Ciii - wyszeptał.

Przez kilka minut wpatrywał się głęboko w moje oczy i milczał. Ciągle utrzymywaliśmy ze sobą kontakt wzrokowy. Byłam zmieszana tym, że Justin trzymał mnie w tym dziwnym pomieszczeniu.

- Hej, dziewczynko - szepnął.

Wciąż i wciąż wpatrywałam się w jego oczy, przez co czułam się jak w jakimś transie. Co się dzieje? Nie mogłam nawet się kontrolować. Tak jakby mnie zahipnotyzował. Jego oczy były wspaniałe, dlatego nie mogłam chociażby odwrócić wzroku, a pod wpływem jego rąk czułam, że się rozpływam. W końcu zdjął dłoń z moich warg, więc pozwoliłam sobie zaczerpnąć trochę powietrza. Jego twarz zaczęła się przybliżać, a ja wpadałam w jeszcze głębszy trans.

Jego oczy sprawiały, że mógłby zrobić ze mną co tylko by zechciał. W pewnym momencie poczułam, jak jego miękkie usta łączą się z moimi. Wciąż bez żadnej samokontroli, pozwoliłam mu na to. Nie oddałam pocałunku, ponieważ nawet nie miałam pojęcia jak to się robi. Po prostu zaczęłam cicho pojękiwać, kiedy jego dłonie zaczęły się ślizgać wzdłuż mojego ciała. Tym samym, dałam mu możliwość wsunięcia języka pomiędzy moje wargi. Niespodziewanie poczułam, że wsunął rękę w moje spodnie i delikatnie zaczął mnie pocierać.

Szybko oderwałam się od jego ust i jęknęłam. Niestety nadal nie byłam w stanie się kontrolować i po prostu go odepchnąć, za co obwiniałam jego oczy. Pisnęłam, na co Justin się zaśmiał, uwielbiając to, w jaki sposób na mnie działał.

- Lubisz to? - zagruchał.

Zaczęłam oddychać coraz ciężej, a Justin wiedząc, że w tym domu oprócz nas mieszkają inne osoby, zakrył swoją dłonią moją buzię po raz kolejny. Nie mogłam już dłużej kontrolować swoich jęków, które teraz wychodziły stłumione spod jego ręki. To moje ciało tak na niego reagowało. Nie będąc w stanie dłużej znieść jego ruchów, doszłam dosłownie na jego dłoni. Justin uśmiechnął się szerzej.

Kiedy tylko doszłam do siebie i zdałam sobie sprawę co się dzieje, rozszerzyłam oczy i oderwałam się od jego hipnotyzujących tęczówek. Dyszałam.

Zdegustowana przełknęłam ślinę. Nie mogę uwierzyć, że pozwoliłam mu się dotknąć. Nikt nigdy wcześniej nie dotykał mnie w taki sposób. Nawet ja sama. Pchnęłam Justina i wybiegłam ze schowka. Byłam oniemiała i nie miałam w tej sprawie nic do powiedzenia. Nie mogłam kurwa uwierzyć, w to co się właśnie stało.



JUSTIN.

Nie mogłem uwierzyć, że dałem Lucky jej pierwszy orgazm. Była taka seksowna... Wiedziałem, że nie będzie w stanie mi się oprzeć. To był mój urok, zarezerwowany dla pań. Działa za każdym razem. A teraz tak po prostu pobiegła na górę, bez żadnego słowa. Wiem, że jej się podobało. I moment, w którym jej usta dotykały moich... Cholera.

Zaśmiałem się do siebie, nawet nie mając już ochoty na śniadanie. Opadłem swobodnie na kanapę. Zastanawiam się tylko, kiedy Lucky odda mi się w całości. To musi być niesamowite. Może mógłbym to teraz sprawdzić? A może powinienem dać jej się uspokoić po tym co się przed chwilą stało? Tak, prawdopodobnie tak.

Włączyłem telewizor, przerzucając kanały. Zatrzymałem na "Full House"*. Mój umysł powędrował z powrotem do Lucky. Zastanawiam się, co takiego może robić w tej chwili. Pewnie rumieni się jak palant. Tak łatwo jest ją czymś zażenować. Kochałem sposób w jaki na nią działam. Nie mogę się doczekać, kiedy pójdziemy na całość. Jest moją własnością, więc mogę ją wziąć kiedy tylko zechcę. Zaśmiałem się.

Wstałem po piwo i usiadłem, dalej oglądając show. Wyjąłem swojego iPhon'a i postanowiłem zadzwonić do Ryan'a. Odebrał po kilku sygnałach.

- Halo?

- Siema, stary! Przyjedź, trochę wyluzujesz. - powiedziałem biorąc łyk zimnego piwa.

- Gdzie jesteś? - zapytał.

- Mój dom. A gdzie myślisz, kurwa, że mógłbym być?

- Zaraz będę.

- Okej. I,  hej! Przywieź ze sobą laskę.

- W porządku, stary. - Ryan się roześmiał.

Zaśmiałem się, kiedy odłożył słuchawkę. Jeśli Lucky zgodzi się do nas dołączyć, będzie nas czwórka. Kto wie, może nawet będzie chciała więcej tego co dałem jej w schowku. Zaśmiałem się znowu, podnosząc piwo do ust. Teraz wszystko co muszę zrobić, to czekać na Ryan'a i jego dziewczynę.  Mam nadzieję, że Lucky zgodzi się zagrać. Zachichotałem. Jestem po prostu zbyt cholernie zabawny.

A może moglibyśmy zagrać w "prawdę czy wyzwanie". Musiałbym do tego zmusić Lucky. Albo może uda mi się ją trochę podpić. Albo spojrzę jej w oczy i zrobi co zechcę.

A może jednak siedem minut w niebie? Uśmiechnąłem się. Lepiej niech Ryan szybko się tu zjawi, bo nie mogę się już doczekać. Nadal oglądałem "Full House", podczas gdy piwo już dawno się skończyło. Westchnąłem.

Nie mogłem się doczekać spotkania naszej czwórki.




* Jest to serial, bodajże komediowy (Full House - Pełna chata).

____________________________________


W końcu, po tak długie przerwie, jest rozdział! Przepraszam, że tak zawaliłam i obiecywałam, że będzie rozdział, a go nie było. Sami wiecie. Wakacje, wyjazdy, przygotowania do szkoły, praca, dom, rodzina, przyjaciele no i jeszcze Krucze Szablony, gdzie kończę już niedługo staż. Wszystko się na siebie nałożyło. Do tego miałam problemy techniczne, ja pewnie niektórzy wiedzą.

A teraz najważniejszy komunikat. Autorka Bounda zawiesiła już jakiś czas temu bloga. Ronnie do niej pisała i jak się okazało, prawdopodobnie nie skończy tego opowiadania. Jest nam bardzo przykro z tego powodu, bo obie pokochałyśmy to tłumaczenie. W oryginale jest do jedenastego rozdziału. Przetłumaczy go współautorka bloga. Nic więcej w tej sprawie nie mogę zrobić.


KOMENTUJCIE, PROSZĘ WAS.


Nie będę się rozpisywać o tym jak ważne są komentarze. Każda bloggerka to wie i czytelniczki myślę, że też. Także do roboty, kochane! <3

Do następnego!

poniedziałek, 14 lipca 2014

Chapter 9

LUCKY 

Płakałam. Bardzo dużo i bardzo długo. Łzy wypływały z moich oczu i po prostu nie potrafiłam ich powstrzymać. Zwinęłam się w kulkę na moim brzydkim łóżku. Nie wiem nawet czy mogę powiedzieć, że jest moje. Czy ja w ogóle cokolwiek posiadam? Jestem aż tak biedna?

Moje pragnienie wzrastało im więcej płakałam, aż moja ślina stała się gęsta. Szkoda, że nie jestem na tyle odważna by zejść na dół po coś do picia. Tchórz. Oto kim jestem. Jestem tchórzem. Ale jeśli zostałbyś porwany  i przetrzymywany wbrew swojej woli w miejscu, które Bóg opuścił, potrafiłbyś  być odważny?

Nie miałam już dość? Dość bólu i tortur?  Oni mnie nawet naznaczyli, na litość boską! 

Pozostawili na mojej skórze niezmywalną pamiątkę tego tragicznego wydarzenia. Myślenie o tym sprawiało, że chciało mi się płakać jeszcze bardziej. Och, co ja robię?

 Pociągnęłam nosem i rozejrzałam się po otoczeniu. Wszystko z jakiegoś powodu mi przeszkadzało. Przeszkadzało mi prześcieradło na łóżku. Przeszkadzały mi pęknięcia w suficie. Przeszkadzała mi klamka przy drzwiach. Przeszkadzała mi lampa stojąca obok. 

Warknęłam i sięgnęłam do niej. Wykręciłam żarówkę i ścisnęłam ja w dłoniach. Ścisnęłam żarówkę z taką złością i siłą, że pękła w moich dłoniach. Płakałam z bólu jaki zadały mi maleńkie odłamki szkła wbite w skórę. Skrzywiłam się, gdy dostrzegłam sączącą się z ran bordową ciecz. To sprawiło jedynie, że łzy zaczęły płynąć szybciej. 

Nie wiem dlaczego nie przestawałam, ale wciąż ściskałam w dłoniach rozbite szkło, sprawiając, że wbijało się głębiej w moją skórę. Znowu zawyłam. Szloch przedarł się przez moje usta i wtedy uświadomiłam sobie co zrobiłam. 

Wyciąganie tych kawałków szkła wydawało się być znacznie gorsze niż wyrywanie zębów. Jednak należało to zrobić zanim wda się infekcja. Przecież nie mogłam sama tego sobie zrobić. Byłam zbyt delikatna. Przecież za bardzo się boję aby poprosić o to Justina. Może Jason mógłby? Myślę, że właśnie tak ma na imię...

Niepewnie opuściłam swój pokój i przemierzyłam korytarz. Nie wiedziałam, który z pokoi należał do Jasona, więc otworzyłam każde drzwi jakie mijałam. Oczywiście, ostatnie okazały się tymi właściwymi. Wsunęłam głowę do środka, przełykając ślinę. 

- Cz-cześć? - wychrypiałam.

Na dźwięk mojego głosu Jason uniósł głowę znad telefonu i przyjrzał mi się.

- Co ty tu robisz? - spytał, podnosząc się.

- J-ja... Ja potrzebuję twojej pomocy - jąkałam się. 

Zmierzył mnie wzrokiem.

- Justin wie, że wyszłaś ze swojego pokoju? Nie zostałaś czasem ukarana?

- N-nie.

- To  w czym problem? 

Wyglądał na trochę zirytowanego. Gdyby tylko wiedział jak ja się czułam.  Uniosłam moje poranione ręce aby pokazać mu, że są pokaleczone. Spojrzał na nie, po czym zmarszczył brwi. 

- Co do cholery się stało? - spytał, przyglądając im się z bliska na co ja się skrzywiłam. 

- J-ja rozbiłam żarówkę.

Zachichotał. 

- Justin skopie ci tyłek. Wiesz o tym, prawda? 

Przełknęłam ślinę. Tak, wiedziałam o tym, ale dziękuję za przypomnienie!

- Proszę, czy mógłbyś mi po prostu pomóc i nic mu nie mówić?  - prosiłam  błagalnym wzrokiem. 

Potrząsnął głową. Zrobiło mi się słabo. 

- Nie mogę robić takich rzeczy za jego plecami. Justin! - zawołał go.

- Nie! - zaszlochałam desperacko.

Ruszyłam za nim wzdłuż korytarza i w dół po schodach. Próbowałam go zatrzymać, ale był zbyt silny. Dotarł do pokoju dziennego, gdzie przebywał Justin a ja zdenerwowana zostałam kilka kroków w tyle. Słyszałam jak Jason tłumaczy Justinowi co się stało. Usłyszałam jęknięcie a później kroki i moje serce bijące w ich rytmie. 

Jego znajome rozgniewane oczy patrzyły w moje, dopóki nie złapał mnie brutalnie za rękę aby się jej przyjrzeć. Skrzywiłam się, instynktownie próbując ją wyrwać. Jednak Justin chwycił moją dłoń  tak mocno, że skomlałam z bólu. 

Chłopak pociągnął mnie do jednej z wielu łazienek znajdujących się w tym ogromnym domu. Złapał mnie za biodra i posadził na blacie obok umywalki. Wziął apteczkę pierwszej pomocy i zabrał się za czyszczenie mojej dłoni. Cały czas odwracałam wzrok, nie utrzymując kontaktu wzrokowego. Justin przerwał niezręczną ciszę. 

- Co ja kurwa mam z tobą zrobić? - spytał. 

- Hmm? - ponaglił mnie, kiedy nie odpowiadałam.

- Nie wiem - szepnęłam.

- Sprawiasz same problemy. Co do cholery w ogóle się stało? - warknął, po czym zaczął wyciągać maleńkie kawałki szkła pęsetą. 

- Ro-rozbiłam  żarówkę. Prze-przepraszam... - skomlałam z bólu.

Spojrzał na mnie.

- Zapłacisz za żarówkę.

- Jak? - wychrypiałam.

Nie mam żadnych pieniędzy. Jak on może oczekiwać ode mnie za płaty za to. 

- Jakoś, w jakiś sposób zapłacisz za to co zniszczyłaś. 

- To była tylko żarów...

Justin przerwał mi, warcząc.

- Żarówki nie są takie tanie, Lucky.

- A-ale nie jesteś bogaty? Nie powinno być ciężko zapłacić...

Znowu mi przerwał, nie pozwalając dokończyć zdania. 

- Nie o to chodzi Lucky! Rzecz w tym, że nie możesz tak po prostu niszczyć rzeczy w moim domu i uchodzić z tym na sucho. Zostaniesz za to ukarana. Musisz przestrzegać dyscypliny w tym domu. 

Poczułam jak łza wypływa z mojego oka, więc otarłam ją drugą ręką. Justin udawał, że tego nie zauważył. Zanim się zorientowałam moja ręka była cała zabandażowana i opatrzona. Tak myślę.

- Dzięki - wymamrotałam, kiedy odkładał apteczkę.  

Moja dłoń była owinięta bandażem jednak wciąż bolała. Szczypało od maści jaką Justin natarł ranę. Byłam wdzięczna, że mi pomógł, bo mogłam złapać infekcję, co doprowadziło by do amputacji ręki. Nie, dziękuję.

Nawet choć Justin był taki podły, wiem, że ma też łagodną stronę. Poniekąd. Pomógł mi, kiedy mógł po prostu powiedzieć abym sama to zrobiła. Ale pomógł. Bo wiem,  że sama bym tego nie zrobiła bez ataku paniki.

Justin wyszedł z łazienki bez słowa. Tak po prostu. Westchnęłam. Poszłam na górę i usiadłam na moim łóżku. Położyłam się. Prychnęłam. Zorientowałam się, że nie mam światła w pokoju odkąd zepsułam żarówkę. Nie było żadnej lampy na suficie. Tylko na stoliku obok łóżka, ale teraz nie działała. Dlaczego jestem taka głupia?

W rzeczywistości chciałbym, żeby szkło przebiło żyły w mojej ręce, tak abym mogła wykrwawić się na śmierć. Gdyby tylko... Na prawdę, jedynym wyjściem z tego paskudztwa mogłaby być śmierć. Przecież wiem, że oni nigdy mnie nie wypuszczą. Nie ufali mi, że nie powiadomię gliniarzy, gdy tylko mnie uwolnią. Nie są głupi. Oczywiście, pierwszą rzeczą jaką bym zrobiła, gdybym opuściła to miejsce, było by udanie się na policję.  Nie ma możliwości abym im wybaczyć. Chcę aby cierpieli tak bardzo jak ja teraz. 

Z tymi wszystkimi męczącymi myślami, postanowiłam zapaść w głęboką i konieczną mi drzemkę.

JUSTIN

Prychnąłem z irytacji, kiedy wróciłem na moją wygodną kanapę. Westchnąłem i rozluźniłem się, chwytając piwo w rękę. Napiłem się. Wpatrywałem się w telewizor. Patrzyłem, ale w prawdzie wcale nie zwracałem na niego uwagi. Myślałem o Lucky. Małej Lucky. Tak słodkiej i niewinnej. Jest zdecydowanie jak niesforne dziecko. Może nawet dwoje niesfornych dzieci. 

Ona nigdy nie trzyma się z daleka od kłopotów. Zawsze znajdzie sposób aby działać mi na nerwy.  Czasami zasługuje na to by oberwać w jeden z tych jej różowych policzków, ale na dziś już wystarczy. Właściwie stała się super silnym człowiekiem, niszcząc w jednej ręce żarówkę. Nie było mnie tam, ale Jason opowiedział mi wszystko co wcześniej usłyszał od Lucky. 

Przecież wiem, że usuwanie szkła z ciała jest bardzo bolesne, więc nie byłem dla niej tak ostry. Tsk tsk tsk. Ona jest jak wrzód na dupie, ale wiem, że zależy mi na niej. To tylko instynkt. Lucky zachowuje się jak dziecko przez większą część czasu, co sprawia, że troszczę się o nią bardziej.Czuję się zobowiązany opiekować się  nią, gdy coś ją zrani. Nawet jeśli to ja jestem powodem jej cierpienia. 

Szczerze, jestem zaskoczony, że jeszcze się nie zabiła. Nie mam żadnych wątpliwości, że zniszczenie tej żarówki było celowym sposobem skrzywdzenie się. Czułem się prawie... źle. Przez to, że czuła potrzebę żeby powodować fizyczny ból, aby poczuć się lepiej. 

Nienawidziłem tak się czuć. Cała ta troska i ckliwość. Mam nadzieję, że to minie szybko. Bardzo szybko. 


_____________________________

Co mogę powiedzieć? Jedynie tyle, że przepraszam za opóźnienie. Ale mam nadzieje, że zrozumiecie. Są wakacje i chcę więcej wolnego czasu spędzać ludźmi zamiast z laptopem. Ostatni jedenasty rozdział, z tego co wiem, przypada na mnie, także do napisania :)


KOMENTUJCIE ! :)

Ronnie



EDIT
Z listy informowanych usunięto:

@LuvMyDemss



sobota, 14 czerwca 2014

Chapter 8

Justin.

Śmiałem się, kiedy oddalałem się od drzwi. Chciałem tylko napędzić Lucky stracha. Zamknęła się w mojej sypialni, ale jestem pewien, że w końcu wyjdzie, bo przecież musi coś jeść, czy skorzystać czasami z łazienki. Z resztą ma klaustrofobię. I nic nie może na to poradzić.

Przebiegłem dłonią po moich włosach, idąc korytarzem i schodząc na dół po schodach. Godziny mijały, kiedy oglądałem z chłopakami telewizję, a Lucky wciąż jeszcze nie wyszła ze swojego pokoju. Nie martwiłem się o to do czasu, kiedy wybiła godzina dziesiąta w nocy. Wtedy postanowiłem pójść sprawdzić na górę co się z nią dzieje.

Otworzyłem drzwi do sypialni, ale nigdzie nie widziałem Lucky. Zmarszczyłem brwi. Czy ona wciąż siedzi w szafie? Przekręciłem klamkę, ale drzwi wciąż były zablokowane. Zapukałem do nich.

- Lucky! - zawołałem. - Nadszedł czas, abyś w końcu stamtąd wyszła. Nie zamierzam cię skrzywdzić.

Prychnąłem, gdy nie otrzymałem żadnej odpowiedzi.

- Lucky! - krzyknąłem odrobinę głośniej.

Pokręciłem głową, przebiegając ręką po włosach, chwyciłem wsuwkę, leżącą na podłodze i zacząłem sprawnie grzebać w zamku. Jeśli chodzi o to, jestem w tym mistrzem. Kiedy usłyszałem ciche kliknięcie, uśmiechnąłem się zwycięsko.

Odwróciłem pokrętło i spróbowałem otworzyć drzwi, ale niestety były zablokowane krzesłem. Prychnąłem gniewnie i pchnąłem drzwi z ogromną siłą, przez co krzesło niespodziewanie przeleciało przez pokój.*

Usłyszałem cichy skowyt. Lucky zwinęła się w kłębek w kącie, a jej bezbarwne łzy zaczęły spływać po policzkach.

- Co do kurwy, Lucky? - warknąłem.

- J-ja... - próbowała coś z siebie wydusić, ale zakrztusiła się.

- Co się stało?

- J-ja nie m-mogłam się stąd w-wydostać... - wyjąkała. - B-byłam z-zamknięta tu p-przez kilka godzin!

Przewróciłem oczami.

- To tylko i wyłącznie twoja wina. Po zablokowaniu ich od wewnątrz, nie można odblokować ich od środka. To bardzo stare drzwi, głupia.

- Nie jestem głupia. - zmarszczyła brwi dziecinnie. - Próbowałam walić w drzwi, a-ale ty nie przyszedłeś!

- Nie słyszałem. - powiedziałem po prostu.

Wyszedłem stamtąd i wróciłem na korytarz, aby zejść na dół. Usłyszałem jak jej malutkie stopy podążają za mną.

- Dlaczego jesteś taki podły? - krzyknęła.

Zatrzymałem się w połowie drogi i odwróciłem.

- Będziesz musiała bardziej się postarać, jeśli chcesz zranić moje uczucia, kochanie. - powiedziałem.

Odwracając się ponownie, szedłem na dół. Jednak kolejny raz usłyszałem za mną jej kroki, więc obróciłem się i pchnąłem ją na ścianę. Moje oczy rozszerzyły się w chwili, gdy zdałem sobie sprawę, że to nie ona stoi przede mną. To był Jason.

- Stary, co do cholery?

Przeleciałem nerwowo dłonią po włosach.

- Jaki masz problem? - zapytał.

- Myślałem, że jesteś kimś innym, wyluzuj.

Przewrócił oczami, zanim znowu zaczął mówić.

- Słuchaj, człowieku, potrzebuję twojej pomocy. Austin i jego gang coś planują. Jak na razie Bruce ma na nich oko. - mówił Jason.

- Byłoby lepiej, gdybyś wiedział co oni planują. - mówiłem niemym tonem.

Jason prychnął. - Skąd ja to mam do cholery niby wiedzieć? Wszystko co Bruce mi powiedział to to, że widział jak odbierają wiele rodzaju broni i sprzętu.

- Jason, jeśli zdobędziesz więcej informacji, to wtedy do mnie wróć. Jak na razie nie martwię się tym za bardzo. - powiedziałem z sarkazmem w głosie.

Poklepałem go po ramieniu, zanim znowu ruszyłem.

- Nie mów później, że nie ostrzegałem! - zawołał.

Przewróciłem oczami. Kogo obchodzi to, że otrzymali nową broń i sprzęt? To całkiem normalna rzecz dla gangu. Kretyn.

Tej nocy, skończyłem z piwem na kanapie, oglądając telewizję. Nie dostrzegłem żadnego powodu, żeby Lucky nazwała mnie podłym. Z resztą, nie dbałem o to. Cieszyłem się, że w końcu mogłem odpocząć od tej dziewczyny.
Zawsze kurwa płacze i chce wrócić do domu. Głupia suka.

Po raz ostatni wziąłem łyk piwa, przed odstawieniem pustej butelki na stolik. Właśnie wtedy mój telefon zadzwonił. Spojrzałem na wyświetlacz. Bruce.
Przewróciłem oczami, zanim go odebrałem, wiedząc co zamierza mi powiedzieć.

- Halo?

- Justin. - powiedział Bruce.

- Co się dzieje?

- Chcę, żebyś coś dla mnie zrobił.

- Co? - Westchnąłem.

- Więc "The Rippers" robią wokół siebie jakiś zamęt i potrzebuję twojej pomocy.

- Bruce, nie mam na to czasu. Jason już...

- Justin, posłuchaj mnie. Austin wybiera się po twoją dziewczynę. - powiedział.

Obudziłem się trochę, kiedy o niej wspomniał.

- Co?! - splunąłem.

- Mam szpiega, który ich podgląda i podsłuchuje, więc... Lepiej żebyś miał na nią oko.

- Czekaj, czekaj. Skąd ty w ogóle wiesz o Lucky? - mówiłem ciszej, w razie gdyby postanowiła mnie podsłuchiwać. Nigdy nic nie wiadomo co jej przyjdzie do głowy.

- Stary, zachowujesz się jak Jason i chłopaki, nie mówiąc mi niczego. - odpowiedział.

- Ale skąd wiesz, że ten twój szpieg nie wciska ci kitu? Mógł kłamać po to, żeby nas zdenerwować. A zwłaszcza mnie. - powiedziałem.

- Justin, jestem całkiem pewien, że nie wciska nam żadnych bzdur, ponieważ to jest mój brat. - Bruce warknął.

Mógłbym powiedzieć, że powoli traci do mnie cierpliwość.

- Cokolwiek, człowieku. Informuj mnie. Zadzwoń jeśli tylko zdobędziesz nowe informacje. - powiedziałem jeszcze przed tym jak się rozłączyłem.

Otarłem dłonią moją twarz, wzdychając.

Obróciłem swoją głowę w drugą stronę, słysząc skowyt. Lucky stała tam ze smutnym i zmęczonym wyrazem twarzy.

- Lucky, jest prawie pierwsza nad ranem. Co ty tu jeszcze robisz? - zapytałem.

- Nie mogę spać. - jęknęła.

Westchnąłem. Miała na sobie jedną z moich koszul, która oczywiście była na nią o wiele za duża, bo sięgała niemal do kolan.

- Mogę usiąść z tobą? - zapytała nieśmiało.

Jęknąłem w myślach.

- Lucky...

- Proszę?

Przewróciłem oczami i skinąłem palcem wskazującym, aby się zbliżyła. Podeszła, po czym usiadła obok mnie.

- Jesteś tutaj coraz mniej skrępowana. Myślę, że zapominasz, że cię porwałem. - powiedziałem.

Spojrzała w dół.

- Cóż, jesteś dla mnie czasem miły...

- Jeszcze kilka godzin temu, uważałaś, że jestem dla ciebie podły. - odpowiedziałem.

- Byłam wściekła. - wymamrotała.

Owinęła swoje kościste ramiona wokół mojego brzucha, podczas gdy głowę ułożyła na mojej piersi.

- Lucky...

Jęknęła. Westchnąłem i pozwoliłem jej zostać w takiej pozycji. Pewnie czuje się samotna, gdyż była tu uwięziona cały dzień i potrzebuje kogoś, kto byłby przy niej. 


- Co robimy jutro? - wymamrotała.

Wzruszyłem ramionami.

- Justin, możemy po prostu wyjść na...

- Nie.

- Ale Justin...

- Nie.

Odsunęła się i spojrzała na mnie gniewnie. W rzeczywistości to było bardzo urocze.

- Dlaczego? - jęknęła jak dziecko.

Prychnąłem i przejechałem dłonią po włosach.

- Lucky, jesteś...

- Chcę po prostu gdzieś wyjść, albo coś porobić!

Wstała i spojrzała na mnie.

- Mam dość siedzenia w tym nudnym domu przez cały dzień! Wyssałeś ze mnie życie. - wyjaśniła. - Jesteś strasznie samolubny i denerwujący! Nie mogę uwierzyć, że mam tu zostać, kurwa.

Wstałem i teraz ja byłem tym, który patrzy z góry. Z wściekłości mogłem poczuć parę wydobywającą się z moich uszu. Patrzyła na mnie bezsilnie, bo wiedziała, że teraz ja przejmuję kontrolę.

- Cieszysz się, że wydusiłaś to z siebie? - warknąłem.

Złapałem jej twarz brutalnie moją ręką.

- Masz szczęście, że nie przerzuciłem cię natychmiast przez moje kolano.** - splunąłem.

Zauważyłem, że jej twarz robi się czerwona. Walczyła, próbując wyrwać podbródek z mojego uścisku, ale nie pozwoliłem jej odejść tak łatwo.

- Następnym razem, gdy ponownie będziesz zachowywać się w ten sposób, nie zawaham się. I jeśli kiedykolwiek choćby pomyślisz o używaniu wulgaryzmów, sprawię, że pożałujesz, że w ogóle się urodziłaś. Czy wyraziłem się jasno? - warknąłem, patrząc w jej przestraszone oczy. 

Kiedy nie odpowiedziała, wzmocniłem uścisk i podniosłem głos, tym razem mówiąc do niej jakby była głupia. 

- Czy. Wyraziłem. Się. Jasno? 

Ze zwiększoną siła, wyrwała swoją twarz z moich rąk i krzyknęła.

- Tak!

Spojrzała na mnie i pchnęła moją klatkę piersiową swoimi malutkimi dłońmi. Prawie się roześmiałem z jej nieudanej próby pchnięcia mnie, bo w rzeczywistości nie poruszyłem się nawet o centymetr. 

- Nienawidzę cię! - zaczęła płakać, a następnie w histerii pobiegła na górę. 

- Ja czuję to samo, kochanie. - mruknąłem do siebie. 

Ale ona nie miała pojęcia, że poczułem coś kompletnie przeciwnego. 



* Możliwe, że zbyt dosłownie to przetłumaczyłam.
** Chodzi o to, że ona ma szczęście, że jej nie uderzył. Mniej więcej. 

______________________________________

No i jest rozdział. W zasadzie to nie wiem dlaczego dodaję go tak wcześnie. Rozdział miał pojawić się najwcześniej w niedzielę, tak jak pisałam na asku. No ale coś mnie natchnęło i postanowiłam przetłumaczyć dla was ten rozdział. Co prawda, zajęło mi to prawie cały dzień, ale jestem w sumie szczęśliwa z tego powodu. 
Jednakże skutkiem tego, że poświęciłam czas, który przeznaczony miałam na inne tłumaczenie, jest to, że na Cabin Fever właśnie, dodam z opóźnieniem. Taka jakby zamiana miejsc. 
A tak poza tym to mam taką wenę, że postanowiłam zacząć pisać swoje opowiadanie(kiedyś już o tym wspominałam). Jak na razie piszę na komputerze, i jak będę miała kilka rozdziałów naprzód, to zacznę publikować tą historię. Będzie to coś z fantastyki. Oczywiście nie obędzie się bez Justina. Mam nadzieję, że kogoś to zaciekawi. 

Trochę się działo w tym rozdziale, prawda? Nasza głupiutka Lucky zamknęła się w szafie i nie potrafiła z niej wyjść. Na szczęście zjawił się rycerz ze wsuwką i ją uratował. Niestety jednak, jak zwykle między nimi musiało dojść do jakiegoś spięcia. Jak myślicie, jak będzie między nimi w kolejnym rozdziale? :)

Mam do was prośbę. Skomentujcie ten rozdział chociażby zwykłą kropką, jeśli nie wiecie co napisać. Chcę zobaczyć ile osób czyta to tłumaczenie. Pod ostatnim rozdziałem było o wiele mniej komentarzy niż pod jeszcze wcześniejszym. Zaniepokoiło mnie to trochę. Tak więc...

CZYTASZ? - SKOMENTUJ!

Niepokoi mnie również to, że autorka opowiadania, nie dodaje nic nowego od czterech miesięcy. Nie ma z nią teraz za bardzo kontaktu, bo rzadko kiedy odpowiada. Obawiam się najgorszego...

No nic. Jak na razie przed nami jeszcze kilka rozdziałów. Do następnego! <3


EDIT.

Usunięci z listy informowanych:

@onlydabrowska

@karolinas96

wtorek, 3 czerwca 2014

Chapter 7

Rzucałam się, gdy Justin położył się na mnie, patrząc w moje lodowato niebieskie oczy. Starałam się przełknąć gulę w gardle, jednocześnie czując łzy napływające mi do oczu. Justin przysunął swoją twarz niebezpiecznie blisko mojej, tak że nasze nosy prawie się stykały. Wyszeptał nisko:  -Dobranoc kochanie.

Patrzyłam jak wstaje i opuszcza pokój. Mój oddech był  przyśpieszony, gdy próbowałam przeanalizować co właśnie się stało. On nie chce mnie zgwałcić?  Dlaczego miałby zastraszać mnie w ten sposób?

W środku modliłam się do Boga i cały czas Mu dziękowałam. Uregulowałam swój oddech i skryłam się pod kołdrą. Nie wiem jak, ale udało mi się zapaść w głęboki sen.

***

Gdy się obudziłam, pokój zalany był ciemnością. Usiadłam na łóżku i spojrzałam na zegar stojący na biurku za mną.  Druga czterdzieści siedem nad ranem.

Westchnęłam. Poczułam ból w gardle podczas przełykania śliny. Może to oznaczać tylko jedno. Zaczynałam chorować. Za każdym razem, gdy budziłam się z bólem gardła, wiedziałam już, że złapało mnie przeziębienie. Miałam wrażenie, że wszystko dookoła się rozpada, ponieważ chorowanie było jedną z tych  rzeczy, których nienawidziłam najbardziej.

Opuściłam pokój na palcach i zeszłam po schodach. Wkradłam się do kuchni aby przygotować sobie coś do picia. Wzięłam szklankę i napełniłam ją zimną jak lód wodą aby złagodzić ból gardła. Gdy odwróciłam się żeby wrócić na górę, uderzyłam w coś twardego.  Upuściłam szklankę a ona rozbiła się o podłogę. Skrzywiłam się, słysząc ten hałas.

Podniosłam wzrok i dostrzegłam chłopaka. Przypominał Justina. Miał jedynie inną fryzurę. Wydaje mi się, że ma na imię Jason. Przełknęłam ślinę i cofnęłam się od niego.

- Co my tutaj mamy? -  odezwał się.

Uśmiechnął się, podchodząc do mnie. Chciał mnie chwycić, ale odskoczyłam i uciekłam. Usłyszałam jego chichot.

- Wyluzuj, tylko się z tobą droczę – stwierdził.

Zmarszczyłam brwi.

- Chyba, że chcesz się trochę zabawić. – głupkowato się uśmiechnął, podchodząc bliżej.
Potrzęsłam gwałtownie głową. Znów się zaśmiał. Zaczął mnie denerwować odkąd śmieszyło go wszystko co robiłam. Westchnęłam i ruszyłam z powrotem w stronę schodów.

- Hej, zaczekaj! – zawołał.

Zatrzymałam się i odwróciłam aby na niego spojrzeć.

- Nieważne – zawahał się.

Wywróciłam oczami i wróciłam na górę. Było ciemno i ledwo cokolwiek widziałam. Pokonywałam drogę po omacku szukając włącznika światła. Wtedy uderzyłam twarzą w coś twardego. Cofnęłam się z trudem łapiąc powietrze. Podniosłam wzrok i ujrzałam ciemną sylwetkę. Już chciałam krzyczeć, ale postać odezwała się.

- Ciii! To tylko ja.

Justin. Westchnęłam, poprawiając ręką włosy.

- Czy mógłbyś włączyć światło? – spytałam.
- Dlaczego? Nie lubisz ciemności? – dokuczał mi.

Poczułam jak jego ramiona oplatają moją talię. Zaczęłam go odpychać. Próbowałam z nim walczyć, ale on był tak silny. Po prostu się poddałam. Ściskał mnie w objęciach a jego usta błądziły po mojej szyi.

- Puść mnie! – piszczałam.
- Ciii…

Jego usta poruszały się niebezpiecznie blisko moich. Próbowałam odwrócić głowę w drugą stronę.

- Nie bądź taka – wyszeptał.

Wciąż się wierciłam. Sprawiał, że czułam to czego wcale nie chciałam czuć. Uśmiechnęłam się głupkowato, gdy kopnęłam go kolanem tam gdzie słońce nie dochodzi. Justin jęknął i natychmiast wypuścił mnie ze swojego uścisku. Schylił się aby złapać swoje obolałe krocze.

Wywróciłam oczami i odeszłam. W końcu znalazłam mój… Justina pokój. Wciąż słyszałam jego jęki z korytarza. Nie myślałam, że uderzę go tak mocno. Wtedy sobie coś uświadomiłam. Mam poważne kłopoty.

Jedna z jego zasad mówi, że nie mogę go ranić. A ja właśnie to zrobiłam. Oh, czeka mnie kara.

Spojrzałam na drzwi od pokoju. Zastawiłam je szafką aby Justin nie mógł wejść do środka. Uspokoiłam oddech i usiadłam na łóżku. Wtedy uświadomiłam sobie co się ze mną działo. Zostałam porwana. Byłam traktowana jak rzecz, jak własność. Nigdy nie wrócę do domu. Umrę.

W moich oczach pojawiły się łzy. Zamrugałam nie pozwalając im spłynąć po policzkach. Nie mogłam być słaba w tym momencie. Justin mógł wtargnąć do pokoju w każdej sekundzie. Nie mogłam pozwolić aby widział mnie tak kruchą. Będzie czuł satysfakcję zmuszając mnie do płaczu. Tak się nie stanie.

Naprawdę musiałam jakoś uciec. Nie miałam tylko pomysłu jak. Wstałam i zaczęłam grzebać w jego szafach i szufladach w poszukiwaniu jakiegoś telefonu. Niestety nigdzie nie było komórki, którą mogłabym zadzwonić po pomoc.
Przełknęłam ślinę słysząc głos Justina.

- Oh, Lucky.

Nie odzywałam się.

- Lepiej odmów swoje modlitwy, bo i tak oberwiesz – oznajmił groźnie.

Nerwowo chodziłam w kółko i postanowiłam schować się w szafce. Usłyszałam dźwięk naciskanej klamki. Trzęsłam się ze strachu. On zamierza tu jakoś wejść a ja oberwę. Zabije mnie. Zadrżałam słysząc jak Justin wściekle uderza w zamknięte drzwi.  Chciał złamać zamek.

Już nie żyję. Nagle zapanowała śmiertelna cisza. Żadnego naciskania klamki, uderzania w drzwi, żadnych głosów. Słyszałam tylko jak trzęsę się ze strachu. Poderwałam się na dźwięk szczęknięcia. Klamka. Złamał zamek.

Justin odblokował drzwi i popchnął je lekko odsuwając na bok szafkę. Znajdzie mnie. A to znaczy, że już nie żyję.  Żegnaj życie. Okropnie było cię poznać.

*************
Na początek wybaczcie za opóźnienie. Tak wyszło, że nie miałam jak wcześniej dodać. Więc nie wińcie o to LadyLorence. Następnym razem się poprawię. ;)

Przepraszam za błędy jeśli jakieś są.

Ciekawi co będzie dalej? Ja już nie mogę się doczekać!

A jeśli lubicie fantastykę to zapraszam tutaj ---> Life Guardian
(może LadyLorence wybaczy mi ten spam ;p) 

Ronnie


piątek, 16 maja 2014

Chapter 6

Zadrżałam w ramionach mężczyzny.
- Co się stało, kochanie ? Zapomniałaś języka w gębie ? – Zakpił.
Próbowałam wyślizgnąć się z jego uścisku, ale jeszcze bardziej zacisnął ramiona.

- Justin ! – Krzyknęłam, wybijając go z tropu. Poczułam, że drgnął.
Zauważyłam, że głowa Justina się obraca i po chwili patrzy prosto na mnie.  Jego oczy pociemniały, gdy wystrzelił z fotela i podszedł do nas szybko. Jeszcze raz próbowałam wydobyć się z uścisku napastnika.
Gdy już do nas dotarł, powiedział:
- Puść ją, Austin.
A więc nazywa się Austin.
Szczęka Justina się napięła, a jego oczy były już prawie czarne.
- O, cześć, Justin. Długo się nie widzieliśmy, co ? Powinniśmy to nadrobić.

Mogłabym powiedzieć, że ten facet był sarkastyczny.

- Nie jestem tu po to, aby wdawać się z tobą w jakieś konwersacje. Chcę tylko moją dziewczynę z powrotem.  – Oznajmił Justin.
Widziałam, że chłopak próbuje być cierpliwy, choć nie przychodzi mu to łatwo.
- Oh, ona jest twoja? Sorry, koleś. – Powiedział Austin, luzując uścisk.

To sprawiło, że wymknęłam się z jego ramion i stanęłam obok Justina. Mimo, że Justin nie jest dla mnie zbyt miły, to czułam się w tym momencie przy nim bezpieczna. Austin uśmiechnął się do mnie, a ja odwróciłam wzrok.

- Powinieneś mieć na nią oko. Ktoś mógłby  Ci ją ukraść. – Austin mrugnął do mnie.
Wzdrygnęłam się na myśl o tym, że znowu mogłabym zostać porwana. Justin spojrzał na niego.
- Po prostu stąd kurwa wyjdź, Austin, zanim skopię Ci tyłek.
- Chyba nie masz zbyt dobrego wpływu na swoją śliczną dziewczynkę, co ? Wygląda bardzo niewinnie słysząc twoje wulgarne słowa. – drażnił się Austin.
Poczułam jak ramiona Justina owijają się wokół mojej talii i przyciągają do siebie.
- Trzymaj się od nas z daleka, Dearing. – ostrzegł Justin.
- Lubię Cię słuchać, Bieber – naśmiewał się Austin, odchodząc.

Słyszałam jak Justin wydał z siebie dźwięk zirytowania, wracając z powrotem do grupy.

- Kto to był ? – zapytałam.
- Nikt. – stwierdził bez ogródek.
Zmarszczyłam brwi. – Powiedz mi.
- Nie.
- Mam prawo wiedzieć ! – protestowałam.
- Lucky, zostaw to teraz. – Justin powiedział przez zaciśnięte zęby.

Jego głos przepełniony był władczością. Przewróciłam oczami i prychnęłam, przepychając się z dala od niego. Złożyłam ręce na piersiach.

- Jezus, Lucky, przestań być suką ! – warknął.

Złapał mnie mocno i z powrotem pociągnął na kanapę. Znów z nim walczyłam, uderzając go w pierś wolną ręką. Następnie podszedł do ściany, i przygwoździł mnie do niej. Syknęłam z bólu.
- Co Ci mówiłem o biciu mnie? – Justin warknął.

Zignorowałam go. Justin przycisnął moje ramiona do ściany, zatrzymując mnie. Jeśli ktoś by na nas patrzył w tej chwili, z pewnością nie pomyślałby, że on mnie krzywdzi. Pomyślałby, że wyprawiamy jakieś erotyczne rzeczy.
- Puść mnie! - krzyknęłam. 
-Zamknij się, kurwa. Robisz sceny. - Justin syknął.
- Nie obchodzi mnie to! 
Wiłam się i zagroziłam - Będę krzyczeć, że mnie gwałcisz.
- Nie, nie będziesz. - odpowiedział, łapiąc oba moje nadgarstki w jedną rękę i zatykając drugą moje usta.

Krzyknęłam jeszcze raz, tylko po to, żeby mój głos został stłumiony przez jego dłoń. Podobnie jak wcześniej w samochodzie, ugryzłam go w rękę.Chłopak natychmiast mnie puścił i wytarł moją ślinę w swoje dżinsy.
-Dostaniesz za to. - warknął, patrząc na mnie.
Pociągnął mnie w stronę grupy i powiedział - Jedziemy.
Chłopcy zaczęli gwizdać. Justin się pożegnał i wyciągnął mnie szybko z budynku. Przez cały czas próbowałam się wydostać z jego uścisku, ale to tylko sprawiło, że był jeszcze bardziej zły. 
-Co z Ryanem i Jasonem ? - spytałam cicho.
- Złapią taksówkę.

Justin wsadził mnie do środka, po czym sam wsiadł i odjechał. Podczas całej jazdy samochodem panowała cisza. Wiedziałam, że gdy wrócimy do domu, pewnie zostanę ukarana. Ale nie żałuję moich czynów. Mam dość kontrolującego zachowania Justina. Nie jestem zabawką. 
Odwróciłam głowę, żeby zobaczyć co takiego chłopak wyciąga z kieszeni. Podniósł w górę kolana, aby przytrzymać kierownicę i wyciągnął paczkę papierosów. Złapał jednego cygara i zapalił zapalniczką. Wystawił rękę przez okno, chowając z powrotem do kieszeni papierosy i zapalniczkę. Drugą rękę położył na kierownicy. 
Przewróciłam oczami, zniesmaczona, gdy dym papierosowy dostał się do mojego nosa. Zakaszlałam i zaczęłam powoli odsuwać szybę. Justin spojrzał na mnie, wcześniej mocno zaciągając się cygarem. 

-Kiedy wrócimy, idziesz prosto do łóżka, rozumiesz ? - powiedział Justin. 
Spojrzałam na niego. 
- Ale jest dopiero dziesiąta! - odpowiedziałam.
- Masz szczęście, że pozwalam Ci siedzieć tak długo.
Wyśmiałam go. Oparłam się plecami o drzwi samochodu. 
- Przestań traktować mnie jak dziecko !

Justin spojrzał na mnie, wyrzucając niedopałek przez okno, po czym zasunął szybę. Okno z mojej strony wciąż było otwarte, a wpadający przez nie wiatr rozwiewał moje włosy na wszystkie strony.

- Traktuję Cię jak dziecko, bo zachowujesz się jak dziecko. - powiedział.
Jęknęłam i sfrustrowana pociągnęłam się za włosy.
- Pozwól mi wrócić do domu !
Justin zaśmiał się, nawet mi nie odpowiadając.
- Nienawidzę Cię. - wymamrotałam.
- Co jest, kochanie?
- Powiedziałam, że Cię nienawidzę, ty dupku ! - krzyknęłam. 

Justin wjechał na podjazd domu i wybiegł z auta. Zadrżałam w fotelu kiedy Justin podszedł do mnie i otworzył drzwi. Krzyczałam, gdy ten wyciągnął mnie i przerzucił sobie przez ramię, jak jakąś bezwartościową lalkę. 

- Nigdy się nie nauczysz, co ? - zachichotał Justin.
Biłam pięściami jego plecy, kiedy wszedł do domu, a następnie zamknął drzwi nogą.
- Puść mnie! 
Zaczęłam wymachiwać nogami, ale to nie miało żadnego sensu. W końcu się poddałam i zawisnęłam na jego ramieniu. Justin prowadził mnie na górę, do swojego pokoju. Rzucił mnie na łóżko i podszedł do mnie powoli.
Przełknęłam ślinę i cofnęłam się, przestraszona. Jeśli miał zamiar mnie ukarać, proszę, niech to będzie wszystko, tylko nie to.
Dostał się na łóżko. po czym wczołgał na mnie.

Nigdy w życiu bym nie pomyślała, że mogę stracić moją niewinność w takim momencie.

* * * * * * * * * *

Niespodzianka ! 
W ramach przeprosin, postanowiłam dodać rozdział wcześniej.

No i jest w końcu rozdział dodany przez mnie !
Tak wiem, nawaliłam. Przepraszam was, że tyle musieliście czekać na poprzedni rozdział. Spalił mi się komputer. Żeby jakoś się z wami skontaktować, musiałam jeździć po całym mieście do bibliotek, albo po prostu do mamy. 
Teraz mam już swojego laptopa, ale mam małe problemy z internetem. Mimo wszystko, wierzę, że jakoś dam radę. :)

Jestem bardzo wdzięczna Ronnie, za to, że przetłumaczyła rozdział piąty i od teraz będzie mi pomagać.

Spodziewaliście się tego w tym rozdziale ? Ciekawi co będzie w kolejnym ? :)

PRZECZYTAŁEŚ ? - SKOMENTUJ !

Zapraszam was również na Cabin Fever, gdzie zmieniłam szablon i wkrótce pojawi się drugi rozdział. :)

UWAGA ! 
Z listy informowanych zostały usunięte osoby takie jak:


@Piece__of_Cake
@kasia_kupidura_
@ilysm_jb_smg
@Gladis1IM
@drewixz
@ewa_szpak

Jeśli jesteś wśród tych osób, a chcesz dalej być informowany, skontaktuj się ze mną, lub po prostu napisz w komentarzu.

Na dziś to chyba wszystko. Dziękuję niektórym osobom, że pomimo moich opóźnień, wspierały mnie. Kocham was !
Do następnego. :)

niedziela, 4 maja 2014

Chapter 5

JUSTIN

Wpadłem do salonu gdzie siedzieli Jason i Ryan. Westchnąłem i opadłem na kanapę obok Ryana.  Jason siedział na krześle naprzeciwko nas.
- Ciężki dzień, koleś? – spytał Ryan.
Wywróciłem oczami.
- Tak, dzięki wam.
-Dlaczego?
- Ta dziewczyna doprowadza mnie do szału – stwierdziłem.
Ryan uśmiechnął się dumnie. Słyszałem jak Jason wybuchł śmiechem. Uwielbiam kiedy wydaje im się, że  to zabawne. Nie będą się śmiać kiedy skopie im tyłki.
- Ona kurwa wcale mnie nie słucha. Nawet gdy ją ukarze, ona wciąż jest uparta.
- Może powinienem dać jej małą lekcję – Jason mrugnął okiem, zacierając ręce w diabelski sposób.
- Ona jest moja – warknąłem.
Uniósł ręce do góry, poddając się. Potarłem skronie, starając się zmniejszyć ból głowy.
- Jestem ostatnio taki zestresowany.
Podparłem łokcie na kolanach i ukryłem twarz w dłoniach.
- Wiem co zrobić żebyś poczuł się lepiej – oznajmił Ryan.
- Hmm?

- Idziemy się zabawić, chłopcy – powiedział. 

LUCKY

Skończyłam jeść ostatni kawałek pizzy. Zjadłam jedynie połowę z niej, bo na ogół nie jadam dużo. Po prostu nie wydawało mi się abym mogła mieć apetyt z jakiegokolwiek powodu.
Wywróciłam oczami, gdy myślami powróciłam do chwili, kiedy Justin dyktował mi swoje zasady. Zaśmiałam się drwiąco. Proszę. Jakbym zamierzała zastosować się do którejkolwiek z tych głupich reguł.  On nie może mnie do niczego zmusić, nie jestem jego własnością. Nie obchodzi mnie to że moje ciało zostało przypalone jego inicjałami. Ja nie jestem jego własnością. Ja…
Moje rozmyślania zostały przerwane. Drzwi pokoju otworzyły się.
- Przygotuj się, wychodzimy gdzieś – powiedział Justin, po czym wyszedł z pokoju, zamykając za sobą drzwi.
Nagle poczułam się podekscytowana. W końcu gdzieś wychodzę. Mogę zaczerpnąć trochę świeżego powietrza. Mam dość bycia przetrzymywaną w tym domu cały dzień. I może nawet będę mogła spróbować uciec…
Założyłam parę ciasnych dżinsów i luźny top. Znalazłam je w szafce z nowymi ciuchami.  Justin kupił je dla mnie kilka dni temu, gdy dostał mnie na urodziny. Na stopy włożyłam Tomsy* a moje falujące włosy pozostawiłam rozpuszczone.
Zeszłam na dół aby sobaczyć się z Justinem i dwoma innymi kolesiami, którzy byli już gotowymi do wyjścia. Jeden z chłopaków był tym, który przyniósł mnie z powrotem do Justina tego dnia, gdy zostałam porwana i zgubiłam się w tym domu. Zapamiętałam, że ma na imię Jason. Nie jestem do końca pewna jak ma na imię drugi z chłopaków, ale poznaję go, ponieważ brał udział w moim porwaniu.
- Chodź, idziemy – rzucił Justin, chwytając mnie za ramię i ciągnąc za sobą.
Spróbowałam się uwolnić, ale to tylko uczyniło uścisk  mocniejszym.
- Dokąd jedziemy? – zapytałam gdy weszłam do samochodu. Justin usiadł ze mną na tylnym siedzeniu, Jason na miejscu pasażera, a drugi facet prowadził.
- Jedziemy do klubu, kochanie – powiedział kierowca.
- Nie mów tak do niej, Ryan – warknął Justin.
Ryan, tak ma na imię. Zaraz, jedziemy do klubu?!
- Co? Nie chcę iść do klubu. Tam są pijani ludzie i narkomani i…
Poczułam dłoń na moich ustach, która miała mnie uciszyć.
- Ciiiiii – powiedział czule Justin, patrząc na mnie.
Wbiłam paznokcie w jego dłoń, próbując sprawić aby mnie puścił, zanim zatopiłam w niej swoje zęby. Justin szybko zabrał dłoń, sycząc.
- Co do cholery? – wysyczał.
Spojrzałam na niego a on na mnie.
- Powiedz ‘’przepraszam’’ – burknął nisko.
Przełknęłam ślinę, gdy uniósł swoją rękę. Wzdrygnęłam się na samą myśl o tym, że zamierza mnie uderzyć.
- Prze-przepraszam.
Zauważyłam, że usta Justina wykrzywiają się w uśmieszek. Drań.
Kiedy przyjechaliśmy do klubu, Justin chwycił moją dłoń – delikatnie, ale zdecydowanie – i pociągnął  za sobą do drzwi budynku. Jason i Ryan podążyli  za nami. W knajpie śmierdziało alkoholem i marihuaną. Znam ten zapach, ponieważ pewien dzieciak w sierocińcu palił skręty aż w końcu został złapany i przeniesiony do innego ośrodka.
Poczułam jak silne ramię oplata się wokół mojej talii. Spojrzałam  na Justina. Z zaciśniętą szczęką rozglądał się dookoła. Wtedy zauważyłam jak wysoki był. Sięgałam tylko do jego ramienia. Był wyższy ode mnie o ponad głowę, co czyniło mnie bardziej kruchą.
- Okej – usłyszałam ochrypły głos Justina, gdy spoglądał na mnie. – Nie odzywaj się dopóki cię o to nie poproszę. Jasne?  
Przełknęłam ślinę, kiwając głową. Gdy weszliśmy głębiej w tłum pijanych ludzi, Justin nagle zatrzymał się przed grupą kolesi. Było ich trzech i wydawali się być w wieku Justina, o ile nie starsi.
- Justin! – przywitał się jeden z nich, zadowolony na widok na jego widok.
Zauważyłam, że Justin się uśmiechnął.
-Cześć ludzie, jak leci?
Odłączyłam od nich, gdy kontynuowali swoją rozmowę. Rozejrzałam się dookoła z niesmakiem i zauważyłam półnagie dziewczyny. Jak można mieć tak mało szacunku dla siebie?
Niektóre z nich  tańczyły przed facetami, kręcąc biodrami, inne wykonywały lap dance**. Jakieś pary namiętnie całowały się na oczach wszystkich. Jak można…
Dźwięk mojego imienia zwrócił moją uwagę.
- To jest Lucky – oznajmił Justin, a ja ponownie skupiłam się na trzech mężczyznach.
Ich spojrzenia skierowane były na mnie, więc nerwowo przełknęłam ślinę. Wtedy zauważyłam, że to oni pomagali w moim porwaniu. Jeden z nich mrugnął do mnie. Odwróciłam wzrok.
- Powiedz cześć, Lucky – Justin szturchnął mnie.
Podniosłam wzrok z powrotem na chłopaków, mrucząc ciche ‘’cześć’’.
Jeden z nich zachichotał. Moje oczy rozszerzyły się, gdy wyciągnął rękę w moim kierunku. Szybko schowałam się za Justinem. Zacisnęłam pięści na jego koszulce.
- Jest bardzo nieśmiała – słyszałam jak Justin wyszeptał do chłopaków. Zaśmiali się. Poczułam, że się rumienię.
- Lucky -  powiedział Justin, wypychając mnie przed siebie.  – To jest Bruce, Josh i Chaz. Są pozostałymi członkami mojego gangu.
Skinęłam głową. Próbowałam wycofać się, zanim Justin objął mnie w talii, zatrzymując przy sobie.
- Wyglądasz jakbyśmy musieli wyłamać Cię z twojej skorupki – stwierdził Bruce, uśmiechając się lekko.
Wpatrywałam się w swoje palce. Przez całe życie byłam nieśmiałą osobą. Nie wiem dlaczego, ale zawsze byłam zawstydzona w obecności innych ludzi.
- No dobra, to może pójdziemy się napić? – zaproponował Josh.
Justin zgodził się i pociągnął mnie za sobą w stronę baru. On nie ma nawet dwudziestu jeden lat. Jest nieletni, nie powinien pić. Zamówił dla siebie alkohol a mi podał puszkę coli. Tłumaczył, że nigdy nie chce widzieć mnie pijącą lub biorącą narkotyki i  bla bla bla. On jest takim hipokrytą.
Razem z kumplami usiadł w innym pokoju, gdzie znajdowały się kanapy i krzesło. Podążałam za nimi kiedy poczułam jak długie ramiona owijają się wokół mojego brzucha i talii. Zmroziło mnie przez co upuściłam moja nieotwartą jeszcze puszkę coli. To nie mógł być Justin ani żaden z jego przyjaciół, ponieważ widziałam, że wszyscy już siedzieli.
- Cześć piękna – usłyszałam ochrypły głos skierowany prosto do mojego ucha. Przełknęłam ślinę.



 *TOMS – rodzaj obuwia
**lap dance - jest to taniec, w którym kobieta zazwyczaj tańczy na kolanach mężczyzny, ocierając się o niego i wykonując seksowne ruchy.


**********
Cześć wszystkim! Tutaj Ronnie. Jestem nowa autorką bloga i będę dodawać notki na przemian z LadyLorence. Mam nadzieję, że na sam początek tłumaczenie nie poszło mi aż tak źle.

Obie przepraszamy Was za tak długą nieobecność, ale naprawdę zrozumcie, że w ostatnim czasie tyle wszystkiego się nam namnożyło... Ehh szkoda gadać. W każdym bądź razie myślę, że teraz będzie już lepiej, chociażby dlatego, iż jest nas dwie. ;) 

Jeśli macie jakieś pytania to wiecie gdzie je kierować.

I proszę o komentarze. 

PS
Mały spam ;p
Piszę również swoje własne opowiadanie, tak więc jeśli jesteście ciekawi zapraszam na Catch up the dreams, gdzie właśnie pojawił się nowy rozdział. :)

Do napisania :)

Ronnie 

niedziela, 30 marca 2014

Libster Blog Award

 Nominacja do Libster Blog Award jest otrzymywana od innego bloggera w ramach uznania za "dobrze wykonaną robotę" .Jest przyznawana dla blogów o mniejszej liczbie obserwatorów, więc daje możliwość ich rozpowszechnienia .Po odebraniu nagrody należy odpowiedzieć na 11 pytań otrzymanych od osoby, która cię nominowała.Następnie ty nominujesz 11 osób (informujesz je o tym) oraz zadajesz im 11 pytań.Nie wolno nominować bloga, który cię nominował.

Wielkie dzięki za nominację od autorki bloga This Is My Angel ! ♥

Jej pytania - moje odpowiedzi.

1.Ile masz lat?

W czerwcu skończę szesnaście. ☺

2.Co najbardziej w sobie cenisz?

Ogólnie nic w sobie nie lubię. Jestem strasznie zakompleksioną nastolatką, która nie widzi życia poza Justinem. Ale myślę, że jedyne co mogę w sobie wyróżnić to tolerancja. Jestem na prawdę tolerancyjna. To chyba jedyna pozytywna rzecz we mnie.

4.Skąd pomysł na bloga? (zabrakło pytania numer 3)

Pomysł na bloga pojawił się gdy tylko znalazłam to opowiadanie (ja jedynie je tłumaczę). Autorka miała na prawdę genialny pomysł, więc pomyślałam, że fajnie by było, gdyby polki też mogły to przeczytać. ☺

5.Kto jest twoim idolem?

Też mi pytanie. Oczywiście, że Justin. On jest moim jedynym prawdziwym idolem i tak pozostanie już zawsze. Oczywiście lubię też inne gwiazdy takie jak na przykład Demi, Selena czy Miley, ale tylko Justina kocham.

6.Jaki typ filmów lubisz?

Tu to bym mogła się rozpisać. Uwielbiam wiele rodzai filmów, ale chciałabym wyróżnić komedie romantyczne, dramaty i filmy fantasy. Te w szczególności do mnie trafiają i uważam, że te które oglądnęłam są na prawdę świetne.

7.Co cię motywuje?

No i znowu Justin. Co ten chłopak ze mną robi ? Justin jest dla mnie motywacją, podporą, powietrzem... Po prostu wszystkim.

8.Ulubiony film?

Tego jest zbyt dużo, żebym mogła wszytko wymienić, a na jeden nie potrafię się zdecydować. Wymienię te, które najbardziej mnie urzekły: Never Say Never, Believe, The Last Song, LOL, Igrzyska Śmierci (1,2), Szkoła Uczuć, Trzy metry nad Niebem, Wciąż ją kocham, Wiecznie Żywy, Porwanie, Getaway, Dary Anioła: Miasto kości, Trzynastka.

9.Ulubiona piosenka?

Mam ich bardzo dużo. Oczywiście wszystkie piosenki Justina kocham, ale wyróżnię tu "Be Alright". Piosenka Demi to "Heart by heart", Seleny "Love Will Remember i Miley "Drive".

10.Od jak dawna piszesz bloga?

Tego od niedawna, ale pisałam już wcześniej blogi. Ogólnie blogować zaczęłam bodajże w 2011, jeśli się nie mylę.

11.Lubisz moje fanfiction?

Jasne, jest świetne ! ☺

Moje pytania:

1.Ulubione miejsce do wyciszenia się to...
2. Co Cię uspokaja?
3. Dzień bez .... to dzień stracony?
4. Z domu nie wyjdę bez...
5. Prowadzisz bloga ponieważ...
6. Gdybyś mogła cofnąć czas to czy zmieniłabyś coś w swoim życiu ?
7. Najbardziej na świecie kochasz...
8. Do pełni szczęścia brakuje mi...
9. Co/kto daje siłę do pokonywania życiowych trudności ?
10.Twoja największa wada to...
11. Najbardziej szalona rzecz jaką zrobiłaś lub chciałabyś zrobić w swoim życiu?

Nominuję:

Room 269
Everything can be well
If I knew before, I wouldn't run away
Out For Blood
Miłość i nienawiść są dwoma obliczami tego samego
Dread
Diary of Life
Locked Up
Changed
Dark Blue
We Own the night

Chapter 4

LUCKY.

- Przepraszam! - Krzyknęłam.
Tak naprawdę nie było mi przykro. Kłamałam, żeby tylko puścił mnie wolno.
- Przepraszam, nie pomaga faktowi, że nie posłuchałaś mnie, Lucky.  Myślę, że kara będzie w porządku - powiedział Justin.
Skrzywiłam się - Gdybyś został porwany i był zmuszony do życia tu wbrew twojej woli, też próbowałbyś ucieczki !
- No nie wiem - uśmiechnął się z wyższością.
- Teraz - kontynuował. - Mam dla Ciebie dwie kary i pozwolę ci wybrać jedną z nich. Pierwsza jest dla kogoś kto zachowuje się dziecinnie i nie przestrzega poleceń. - uniósł swoje brwi.
Moje policzki piekły, bo wiedziałam o czym właśnie mówił.  Chłopak splótł swoje dłonie razem.
- Zaś druga kara,  byłaby torturami dla ciebie, ale przyjemnością dla mnie.
Uśmiechnął się, a jego oczy błysnęły złowrogo.
- Jesteś chory! - Splunęłam.
- Którą opcję wybierasz, mała Lucky? - Justin uśmiechnął się, podchodząc bliżej.
Cofnęłam się i powiedziałam - żadną!
Justin zaśmiał się i przygwoździł mnie do ściany.
- Wolę drugą opcję - szepnął mi do ucha, przesuwając ręce w  górę po koszulce, niebezpiecznie blisko mojego stanika.
Odepchnęłam go – trzymaj się ode mnie z daleka!
Justin zachichotał – to jest pierwsza opcja.
- Nie!
Próbowałam uciekać, ale złapał mnie w pasie i pociągnął na kanapę. Justin usiadł po czym posadził mnie na swoich kolanach. Wierciłam się, starając się uciec, lecz niestety on przytrzymał mnie swoją nogą. Zaczęłam uderzać rękami w jego kolana ale skończyło się to szybko, ponieważ wziął oba moje nadgarstki w jedną rękę i trzymał je za moimi plecami. Byłam zupełnie bezbronna. Nie mogłam się nawet ruszyć. Byłam kompletnie bezradna.

Czułam, że moje policzki się czerwienią przez tą żenującą pozycję. Nie mogłam mu pozwolić tego zrobić. Nie mogę stracić swojej godności.
- Puść mnie!

Justin zaśmiał się z rozbawieniem, co sprawiło, że moje policzki zrobiły się jeszcze gorętsze.
- Może powinnaś się nauczyć słuchać moich rozkazów.
- Może powinieneś iść się pierdolić! - Splunęłam.
Nie miałam pojęcia skąd się wzięła moja odwaga, ale wiedziałam, że moja adrenalina nieco wzrosła.
- Uważaj na swój ton - ostrzegł.
- Idź. Się. Pieprzyć.
KLAPS.
Krzyknęłam z bólu gdy uczucie pieczenia ogarnęło mój tyłek. Chwilę później moje pośladki poczuły niezliczoną ilość uderzeń. Próbowałem zmusić się do tego aby nie płakać, ale niestety nie udało mi się. Łzy szybko spływały po mojej twarzy.
- Jesteś trochę cicho, nie uderzam cię wystarczająco mocno? - Justin mówił.
W jego głosie dało się usłyszeć rozbawienie.
- Puść mnie! – Krzyczałam z całej siły w płucach, dzięki czemu czułam jak moje struny głosowe drapie tarka do sera.  Nie miałam pojęcia ile jeszcze razy mnie uderzył, ale na pewno było tego sporo.  Do czasu gdy nie skończył, moja twarz i kanapa w miejscu gdzie leżała moja głowa, były całe mokre od łez.  Mój tyłek drżał z rozdzierającego bólu. Justin miał naprawdę mocne uderzenia. 

Chłopak puścił mnie ze swojego uścisku, więc wstałam, czując się upokorzona. Już nigdy nie spojrzę mu w oczy.
- Idź do mojego pokoju – Justin wskazał na piętro.
Nie ruszyłam się.
- Teraz!
Wzdrygnęłam się na ton jego głosu i wydałam z siebie zduszony szloch, wciąż wpatrując się w podłogę, po czym prędkim krokiem weszłam po schodach.

JUSTIN.
Zestresowany, westchnąłem i przeczesałem palcami włosy.
Zmierzałem na zewnątrz z paczką papierosów i zapalniczką. Zapaliłem jednego i zaciągnąłem się, czując już ogromną ulgę.

Karanie Lucky było dość męczące.

Zaciągnąłem się kolejny raz moim papierosem, trzymając go w ustach chwilę, zanim uwolniłem biały dym.  Wszyscy oprócz Ryana i Jasona byli teraz na misji.
Czując się trochę głodny, wszedłem do kuchni przeszukując lodówkę i szafki by znaleźć coś do jedzenia. Znalazłem jakieś resztki pizzy i wsadziłem ją do mikrofalówki.
Założę się, że Lucky jest głodna. Nie jadła nic odkąd została porwana. Ja, bardzo hojny człowiek, po tym jak zjadłem swój kawałek, podgrzałem drugi.  Wybrałem dla niej mniejszą porcję, bo nie wyglądała na taką co dużo je. Była bardzo chuda. Na pewno miała niedowagę.
Wchodziłem na górę, gwiżdżąc pod nosem.  Otworzyłem drzwi od sypialni  i zobaczyłem Lucky, opierająca się o zagłówek łóżka i przytulającą mocno swoje kolana do klatki piersiowej. Ta pozycja mówiła sama za siebie o tym jak właśnie czuje się dziewczyna.
Jej oczy migotały do mnie. Zauważyłem, że były błyszczące, a jej policzki barwiły smugi łez. Udałem się w jej stronę, a ona natychmiast się spięła.
- Lucky, nie zamierzam cię skrzywdzić.
Zadrwiła. Westchnąłem i położyłem pizzę, razem z  papierowym talerzem, na stoliku nocnym stojącym zaraz obok łóżka.
- Jedz.
Lucky  odsunęła talerz z dala os siebie. Przewróciłem oczami.  Jak może nie chcieć jeść, skoro nie jadła prawie dwa dni ?
- Zjedz pizzę, Lucky.
Pokręciła głową uporczywie i odwróciła się do mnie plecami. Westchnąłem. Podszedłem do łóżka od drugiej strony, żeby mogła na mnie spojrzeć.
- Jesz tę pizzę czy mam cię tym nakarmić siłą ?
Przewróciła oczami i próbowała odwrócić się ponownie, ale zatrzymałem ją.
- Nie jestem głodna ! – syknęła, odpychając mnie mocno.
- Nie jadłaś w dzień, więc jak możesz nie być głodna ? Popatrz na siebie. Sama skóra i kości. Nie zapłacę za rachunek szpitalny jeśli zachorujesz. Jedz tą cholerną pizzę! – Patrzyłem jej oczy przez chwilę, zanim się wściekła.
- Wynoś się! - Krzyknęła.
- Przepraszam?
Wypuściła sfrustrowany oddech.
- Zostaw mnie w spokoju!
- Nie, dopóki nie zjesz pizzy.
Mogę być równie uparty jak ona.

- Wypierdalaj! - Krzyknęła.
Uniosłem brwi – Myślisz, że z kim do cholery rozmawiasz?
- Są rzeczy, których tolerował nie będę. Mam kilka zasad dla Ciebie - kontynuowałem.
- Zasady ? – zobaczyłem jak powoli przełyka ślinę. Przytaknąłem głową.
- Zasada numer jeden: będziesz mi posłuszna, będziesz słuchać każdego mojego polecenia i robić wszystko co każę.
Chodziłem po pokoju i kontynuowałem.
- Zasada numer dwa: nie będziesz mi pyskować, zachowywać się z takim nastawieniem jak teraz i zawsze masz mi odpowiadać jak o coś pytam.
Odchrząknąłem. Lucky siedziała wpatrzona we mnie ze zmarszczonymi brwiami.
-Zasada numer trzy: nie krzywdzisz mnie w żaden sposób. Żadnego kopania, drapania i bicia, ani nic w tym stylu.
Przełknąłem ślinę przed kontynuowaniem.
- Zasada numer cztery: nie możesz do mnie przeklinać, ani okazywać jakiegokolwiek braku szacunku. – spojrzałem na nią.
- Zasada numer pięć: musisz dbać o swoje zdrowie. Masz jeść każdy posiłek, który ci dam i często brać prysznic. – Lucky przewróciła oczami, a ja udałem, że tego nie widzę.
- I wreszcie, zasada numer sześć: absolutnie żadnego uciekania. – odwróciłem się, by zobaczyć żarliwe spojrzenie Lucky.
- Będziesz przestrzegać każdą z tych zasad lub spotka cię kara. Nadszedł czas, żeby ktoś nauczył cię dyscypliny, Lucky. Czy wyrażam się jasno?
Milczała przez minutę lub dwie, przetwarzając wszystko co przed chwilą powiedziałem.

-Nie ! Nie będę słuchać żadnej z tych twoich śmiesznych zasad !
Zaśmiałem się humorystycznie. Podszedłem do niej bliżej, na co dziewczyna zaczęła się cofać. Po chwili jednak trafiła plecami na ramę łóżka. Przyparłem ją do niej i owinąłem rękę wokół jej gardła.
- Lucky Marie Rose, czy ty mnie kurwa rozumiesz? – Warknąłem.
Zakrztusiła się, gdy zaczęło jej brakować powietrza  i przytaknęła głową. Jej małe dłonie próbowały odsunąć moje. Miała błagalne spojrzenie, gdy jej twarz zaczerwieniła się z braku tlenu. Puściłem ją i wyszedłem z pokoju, wcześniej mówiąc:

- I zjedz to jedzenie!
* * * * * * * * * *

Przepraszam, przepraszam, przepraszam ! Wiem, że obiecałam dodać ten rozdział wcześniej, ale na prawdę nie dałam rady tego zrobić. Mam mnóstwo kłopotów, problemów i obowiązków, które jakby nie było, są chyba ważniejsze niż to, aby dodać rozdział na czas. Następnym razem postaram się dodać posta na czas.

No więc w tym rozdziale Justin okazał się na prawdę mega dupkiem. Lucky jak zwykle pokazała pazury, choć były też nieprzyjemne dla niej sytuację. Poważnie jej współczuję. ☺

Podoba wam się ? Polećcie znajomym. Będę wam ogromnie wdzięczna.

CZYTASZ = KOMENTUJESZ

Chcecie się czegoś dowiedzieć lub o coś zapytać ?
Ask lub Twitter

PS Zapraszam was na drugiego bloga, którego również będę tłumaczyć. Na razie nic takiego tam nie ma, ale niebawem pojawi się pierwszy rozdział. ☺

Cabin Fever


Do następnego ! ☺